– Przy okazji rozpracowywania przestępstw internetowych czy finansowych zatrzymaliśmy już wielu ludzi znanych nam ze „zwyczajnej” działalności kryminalnej. Gangsterzy przekwalifikują się – wyrokuje policjant operacyjny z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą.
Do czego można wykorzystać internet i znajomość z bankowcami, wiedział Grzegorz M. Na dużej różnicy kursu między kupnem i sprzedażą dolarów, bank stracił, a on zarobił ponad 335 tys. zł. Sprawa rozegrała się cztery lata temu.
Średni kurs dolara w Narodowym Banku Polskim 10 lipca 2001 roku wynosił 4,29 zł. Dzień później był już o 21 groszy wyższy – 4,50 zł. Ale 12 lipca dolar kosztował znów 4,29.1 ten fakt został wykorzystany. I nie chodzi tu o ogromne szczęście czy wyczucie finansowego analityka. Złamano prawo.
Biznesmen Grzegorz M. wpłacił na konto milion dolarów. Tego samego dnia zamienił te pieniądze na złotówki i wypłacił. Chwilę później pieniądze przekazał ówczesnemu wicedyrektorowi wrocławskiego oddziału BPH. Ten kupił za nie milion dolarów i wypłacił. Zarobionymi pieniędzmi panowie zgodnie podzielili się. W tym oszustwie uczestniczyła także kasjerka banku, która, jak twierdzi prokuratura, nie przeliczyła wpłacanych i wypłacanych pieniędzy. Musiałaby bowiem przyjąć 429 paczek polskiej waluty i 100 amerykańskiej. Liczenie takiej ilości pieniędzy przez bankową maszynę trwałoby około 5 godzin. Tymczasem wszystkie operacje dokonane zostały o godz. 10.45 – podaje dziennik.
Okazuje się, że to niejedyny przypadek, gdzie złodziejom pomagają pracownicy banków. Za podobne przestępstwo będą odpowiadać finansiści z legnickiego z PKO BP. Według prokuratury dali pożyczki firmom, które nie miały zdolności kredytowej. Jeden z przedsiębiorców, starając się o milion złotych, przedstawił dokumenty fikcyjnego obrotu towarami. Do tego zapewnił, że zabezpieczeniem tej pożyczki będzie złom. Wniosek sprawdzał pracownik banku.
– Zarówno on, jak i dyrektor banku wiedzieli, że dokumenty są nieprawdziwe. Mimo to pieniądze wypłacili. Obecnie bank domaga się od tej firmy zwrotu 850 tys. zł- mówi prokurator prowadzący sprawę.
Jak podajje „Gazeta Wrocławska” bankowców oskarżono też o wypłatę pieniędzy z zablokowanych przez komornika kont. Najdziwniejsze jest jednak to, że jedna z tych egzekucji prowadzona była na wniosek banku, w którym pracowali. Klient nie spłacał kredytu…
Najpopularniejszą i najczęściej wykrywaną metodą wyłudzeń kredytów jest jednak fałszowanie dokumentów.
– Mechanizm zawsze jest taki sam. Oszust, który chce dostać kredyt, przedstawia w banku fałszywe dokumenty o zatrudnieniu i dochodach – mówi prokurator z Prokuratury Rejonowej Wrocław Fabryczna, która oskarżyła ostatnio prawie 30 osób o wyłudzenia.
Dyrektorka jednej z dolnośląskich szkół wystawiła fikcyjne zaświadczenie swojej koleżance i mamie. Postarała się też o potwierdzenie zatrudnienia w firmie, w której nigdy nie pracowała. Kredyty, o jakie starała się ta przedsiębiorcza grupa, były różne: od 2 do 300 tysięcy. Udało im się wyłudzić z banku milion złotych, choć starali się o drugie tyle – czytamy w „Gazecie Wrocławskiej”.