Piątek był w USA dniem po dwóch trzyprocentowych przecenach i po obronie w czwartek poważnego wsparcia z sierpnia. Był też dniem bez danych makro. To wszystko z góry dawało przewagę bykom.
Bykom pomagało też to, o czym już pisałem, że w nocy ministrowie finansów G-20 obiecali pomóc rynkom przez przeprowadzenie skoordynowanej akcji. Odnotować trzeba jednak, że ta zapowiedź wielkiego entuzjazmu nie wzbudziła. Wręcz przeciwnie, przed rozpoczęciem sesji w USA indeksy europejskie mocno spadały. Taka reakcja była bardzo złowróżbnym znakiem.
Pisano też dużo o dokumencie, który wyciekł (kto chce niech wierzy, że bez wiedzy urzędników europejskich) z Komisji Europejskiej. Mówi się tam o badaniu możliwości przyśpieszenia stworzenie nowego, stałego funduszu (Europejskiego Funduszu Stabilności – EFS) o wartości 500 mld euro. To kolejny, obok EFSF (440 mld euro) fundusz. O tym jak dramatycznie szukano pretekstu do ocalenie wsparcia świadczy to, że ekscytowano się tym, że tworzenie tego funduszu miało być przyśpieszone o rok, ale to przyśpieszenie miało doprowadzić do powstania funduszu w… lipcu 2012 roku (sic!). Przez te 10 miesięcy może przecież dojść do katastrofy.
Na giełdach akcji indeksy, po początkowym spadku, rosły. NASDAQ był nieco silniejszy, ale S&P 500 kilka razy testował poziom czwartkowego zamknięcia. Chęć ocalenie wsparcia była na tyle mocna, że udało się wypracować zwyżki indeksów, ale nie były one przekonywujące. Było to nic nieznaczące odbicie w trendzie spadkowym.
W Polsce złoty rozpoczął od umocnienia, ale przed południem nastroje w Europie znacznie się pogorszyły, a to zaczęło znowu naszą walutę osłabiać. Dopiero po pobudce w USA nastroje na rynkach zaczęły się poprawiać, a to poprawiło nastroje również na naszym rynku. Wykorzystał tę poprawę wpierw BGK, a potem NBP. Oba te banki sprzedawały waluty w celu umocnienia złotego. NBP interweniował pierwszy raz od 11 lat. Widać, że rzeczywiście poziom 4,50 PLN za euro jest dla Polski kluczowy. Taka obrona może się udać tylko wtedy, jeśli sytuacja na świecie się poprawi. Jeśli nie to jedynie spowolni szybkość wzrostu kursów.
GPW rozpoczęła piątkową sesję sporym spadkiem WIG20. Na nasz rynek komunikat G-20 nie podziałał. Szkodziła dalsza przecena miedzi i niepewna sytuacja na innych giełdach. Koło południa WIG20 ruszył na południe idąc za innymi indeksami europejskimi. U nas też rozpoczęła się kolejna fala paniki. Liderami spadków były spółki surowcowe. Lekką poprawę dało się zauważyć po pobudce w USA. Potem było już tylko lepiej. Nasz rynek poszedł (podobnie jak inne rynku europejskie) za indeksami amerykańskimi. Słabością GPW było jednak to, że WIG20 jednak stracił jeden procent, a indeksy w Niemczech i Francji wzrosły. Niedźwiedzie nadal maja przewagę.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi