Ustawa antylichwiarska, którą uchwalił Sejm, a prezydent podpisał, przewiduje, że oprocentowanie kredytów nie będzie mogło przekraczać czterokrotności stopy lombardowej NBP. Obecnie to 6,25 proc. w stosunku rocznym. Najdroższy kredyt na rynku będzie więc musiał kosztować nie więcej niż 25 proc. rocznie. Regulacje te zaczną obowiązywać banki i inne instytucje finansowe już za pół roku. Na razie nikt z zainteresowanych nie jest z ustawy zadowolony. Czy będą konsumenci? Czas pokaże.
Jak podaje dziennik najdroższą ofertą na rynku kredytów i pożyczek są tzw. szybkie pożyczki gotówkowe udzielane przez instytucje finansowe, które nie są bankami, choć bywają z nimi powiązane. Najpopularniejsze (i jedne z najdroższych) są pożyczki Providenta. Sporo kosztują też te zaciągane w AIGO czy Citi Financial. Provident słynie też z tego, że niemal nie sprawdza zdolności kredytowej swoich klientów. Ta łatwość uzyskiwania gotówki, choć słono trzeba za nią zapłacić, najprawdopodobniej się skończy. – Na ustawie stracą najubożsi konsumenci – twierdzi Norbert Jeziołowicz ze Związku Banków Polskich. – Wysoka cena kredytu to rekompensata większego ryzyka.
Co się stanie, gdy oprocentowanie trzeba będzie obniżyć? – Dostosujemy się do nowej rzeczywistości – mówi Anna Wensław z biura prasowego Provident Polska. Może oznaczać to zarówno ograniczenie dostępności oferty, staranniejsze badanie zdolności kredytowej, jak i żądanie dodatkowych zabezpieczeń – np. poręczenia.
Drugą grupą żywo zainteresowanych skutkami ustawy antylichwiarskiej są posiadacze kart kredytowych. Ich realne oprocentowanie nierzadko przekraczało 30 proc. Tak było jeszcze do niedawna w Citi Banku, BZ WBK czy Reiffeisen Banku. Część banków oferujących drogie „karciane" kredyty już oprocentowanie obniżyła. Inne zrobią to wkrótce – podaje dziennik.