W USA rynki czekały w czwartek na dwa wystąpienia: Bena Bernanke, szefa Fed i Baracka Obamy, prezydenta USA. Tylko pierwsze wystąpienie odbyło się przed sesją.
Zapowiedzi przed pojawieniem się prezydenta nie pozwalały na zbytni optymizm, bo Republikanie twierdzili, że nic nowego w jego propozycjach nie będzie, a niektórzy z nich (zapewne z Tea Party) postanowili zbojkotować wystąpienie, mimo że wtedy, kiedy prezydent przemawia do połączonych izb Kongresu to się podobno w USA nie zdarza.
Szef Fed zawiódł obóz byków. Niby usiłował im pomóc, ale robił to dosyć nieudolnie. Nacisk położył na pogarszające się perspektywy dla gospodarki amerykańskiej. Twierdził, że inflacja problemem raczej nie będzie. Potwierdził też, że Fed zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby pomóc gospodarce. Nie powiedział jednak jak ma zamiar to zrobić i to właśnie rozczarowało rynki. Poza tym nadal twierdził, że to przede wszystkim nie Fed a administracja musi pomóc gospodarce. To wszystko podobać się inwestorom nie mogło.
Dane makro też nie pomogły bykom. Ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych złożonych w ostatnim tygodniu wzrosła z 412 do 414 tys. (oczekiwano spadku do 408tys.). Wzrosła też średnia 4. tygodniowa. Dane o bilansie handlu zagranicznego USA były dużo lepsze od oczekiwań. Deficyt spadł do 44,8 mld USD (oczekiwano 50,8 mld USD. Dane te bardzo rzadko wpływają jednak na nastroje. Tym razem też tak było.
Na rynku akcji indeks S&P 500 krążył od początku dnia wokół poziomu środowego zamknięcia, ale po wystąpieniu szefa Fed zanurkował. Nadzieja przed wystąpieniem prezydenta USA ograniczała skalę spadków, ale w końcówce atak byków został odparty i indeksy spadły. Zakończenie niczego w obrazie technicznym nie zmieniło.
Interesujące było to, co działo się w czwartek na naszym rynku walutowym. Od początku dnia złoty wydawał się potwierdzać, że niespecjalnie chce się umacniać. Kursy walut rosły mimo tego, że na giełdach akcji panował (umiarkowany) optymizm. Po południu kurs EUR/USD zaczął się mocniej osuwać, a to przełożyło się na jeszcze szybsze osłabienie naszej waluty. Podczas wystąpienia Jean-Claude Trichet, prezesa ECB skala zwyżki zwiększyła się. Wyszła z tego całkiem duża przecena naszej waluty kolejny raz potwierdzająca, że złoty jest w trendzie prowadzącym do dalszego osłabienia.
Takie zachowanie naszej waluty można by traktować jako w miarę normalne wtedy, kiedy spada kurs EUR/USD, ale jest jeden problem. Otóż od dawna złoty jest dużo słabszy niż czeska korona i nawet niż węgierski forint (mimo bardzo złych informacji docierających z węgierskiej gospodarki). Widać słabość wewnętrzną. Przypominam w tym kontekście to, co opublikował niedawno Bloomberg pisząc o dużych wzrostach CDS-ów na polski dług. Przypominam też, że Barclays Capital i Nomura w pierwszym półroczu zalecali kupować CDS-y na polski dług. Zaczyna wyglądać na to, że wilki atakują naszą walutę.
GPW wybrała w czwartek rozsądny wariant: poczekamy, zobaczymy. Co prawda po nerwowym początku WIG20 poszedł za zagranicznymi indeksami i wzrósł o blisko jeden procent, ale natychmiast zaczął się osuwać i po południu testował poziom środowego zamknięcia. Przed pobudką w USA zabarwił indeks się na czerwono, a po pobudce tracił już blisko jeden procent. Pogorszyła nastroje konferencja prasowa Jean-Claude Trichet, prezesa ECB. Potem jednak wszystko wróciło do normy i zakończyliśmy dzień neutralnie, co nie było oczywiście żadnych prognostykiem.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi