Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wziął pod lupę reklamy firm pożyczkowych. W wielu przypadkach miał poważne zastrzeżenia. W materiałach promocyjnych parabanków nie brakuje nieuzasadnionych przechwałek, a niektóre firmy zapominają o wymogach stawianych przez ustawę o kredycie konsumenckim.
Urząd sprawdził, w jaki sposób komunikują się z rynkiem firmy udzielające szybkich pożyczek. Skontrolowano reklamy telewizyjne, prasowe i radiowe 37 firm. Przeanalizowano także ulotki oraz witryny internetowe. W raporcie zakwestionowano praktyki stosowane przez 23 firmy. Pożyczkodawcy wprowadzają swoich klientów w błąd aktywnie (m.in. podając nieprawdziwe informacje), ale także poprzez zaniechanie.
Pożyczka dla każdego to mit
Uwagę urzędu przyciągnął często stosowany w reklamach zwrot „bez BIK-u”, sugerujący, że udzielający pożyczki nie bada ryzyka kredytowego przed podpisaniem umowy z klientem. W rzeczywistości taki obowiązek narzuca ustawa o kredycie konsumenckim, a zapytane przez UOKiK firmy twierdzą, że korzystają m.in. z baz biur informacji gospodarczej.
Urząd uznał, że taka informacja może wpływać na zachowania konsumentów, zwłaszcza że łatwość uzyskania finansowania jest jednym z najważniejszych kryteriów wyboru pożyczkodawcy. Praktykę tę uznano zatem za nieuczciwą, a prezes UOKiK-u wszczęła postępowanie w sprawie naruszenia interesów zbiorowych konsumentów.
Zakwestionowano także zwrot „99% przyznawalności”, który pojawił się na ulotce Profi Credit w regionie gliwickim. Firma nie posiadała żadnych dowodów uzasadniających podaną liczbę i wyjaśniła, że reklama była wynikiem błędu ludzkiego. Kolportaż reklam wstrzymano, wprowadzono też procedurę dodatkowej weryfikacji prowadzonych działań marketingowych.
Puste przechwałki
Aż sześć ze skontrolowanych firm w swoich materiałach reklamowych popisywało się nadzwyczajną ofertą. Określenie „najtaniej”, jeśli nie zostanie poparte analizą porównawczą ofert konkurencji, jest nadużyciem – stwierdził urząd.
Pożyczkodawcom zdarzało się także w inny sposób rozmijać z prawdą. Firma Wonga chwaliła się, iż 98% jej klientów mających doświadczenia z konkurencją lepiej ocenia jakość oferowaną przez brytyjską instytucję. W rzeczywistości w przeprowadzonym w 2012 r. sondażu internetowym odsetek ten wynosił 82%, a Wonga wyjaśniła niezgodność ludzkim błędem.
Kilka firm informowało, że nie pobiera opłat i prowizji, co okazywało się prawdą tylko w przypadku, gdy pożyczka nie została przyznana. Urząd doszukał się także przykładów nieco mniej oczywistych przekłamań. Szczególnie ciekawym przypadkiem opisanym w raporcie jest fakt powoływania się przez firmę Provident na wyniki badania UOKiK-u, w którym rzekomo wzory umów firmy zyskały szczególne uznanie. Urząd stwierdził, że firma rozpowszechnia nieprawdziwe informacje i wprowadza w ten sposób konsumentów w błąd.
Kwota do spłaty nie wystarczy
Pożyczkodawcom wytknięto zaniedbania także w sferze szczegółowości dostarczanych informacji. Wiele firm podaje wyłącznie kwoty udzielanych pożyczek oraz odpowiadające im wartości sumy spłacanych rat. Ustawa o kredycie konsumenckim, obowiązująca także firmy pozabankowe, zobowiązuje pożyczkodawców do publikowania znacznie bardziej rozbudowanych danych. Reklama powinna zawierać m.in. informację o RRSO (rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania) oraz tzw. reprezentatywny przykład.
W podsumowaniu raportu stwierdzono, że konsumenci powinni zachować ostrożność w korzystaniu z reklam jako drogowskazu podczas poszukiwania najlepszej oferty. W stosunku do firm stosujących zakazane praktyki wszczęto postępowania, w których najwyższa przewidziana kara wynosi 10% ubiegłorocznego przychodu.
