Wiadomo było, że w USA byki wykorzystają każdą okazję, żeby przed sympozjum Fed podnieść indeksy. Nie udało się tego zrobić w poniedziałek, ale byki nie zrezygnowały. Słabe dane makro publikowane w Chinach i w strefie euro potraktowano jak dobre.
Indeks PMI w Chinach pozostał poniżej 50 pkt., a to, że nieco wyżej niż oczekiwano nie ma żadnego znaczenia – gospodarka się cofa. W Niemczech i w strefie euro indeksy PMI były albo poniżej 50 pkt. albo tuż nad tym poziomem odgraniczającym recesję od rozwoju. To w żadnym wypadku nie były dobre dane.
Publikowane w Stanach dane też były bardzo słabe. Raport o sprzedaży nowych domów pokazał spadek o 0,7 proc. – oczekiwano ponad trzyprocentowego wzrostu. Opublikowano też mniej znany indeks aktywności biznesu oddziału Fed w Richmond. W sierpniu spadła do poziomu minus 10 pkt. i był najsłabszy od dwóch lat. Po publikacji tych raportów nastroje na giełdach poprawiły się. Tak jak zakładałem słabe dane gracze odebrali pozytywnie zgodnie z twierdzeniem, że „teraz to już na pewno Fed musi coś zrobić”.
Osłabienie dolara i wzrost optymizmu na rynkach pomogły w półtoraprocentowym, kolejnym wzroście ceny ropy (tak kończy się marzenia o taniej ropie z powodu Libii). Złoto zanurkowało tracąc ponad trzy procent. Ostatnie euforyczne wzrosty domagały się wręcz takiej mocnej korekty. Przez dłuższy czas nowego rekordy na złocie nie zobaczymy.
Indeksy giełdowe rozpoczęły dzień neutralnie, ale bardzo szybko wręcz eksplodowały. Nawet to, że mocno traciły Bank of America i Goldman Sachs tylko na początku szkodziły bykom. Koszt ubezpieczenia długu (wartość CDS) Bank of America wzrósł do rekordowego poziomu. To, że szeroki rynek to zlekceważył sygnalizowało, że gracze są prawie pewni pomocy ze strony Fed.
Indeksy na chwilę przykucnęły po informacji o trzęsieniu ziemi o sile między 5.8 a 6 stopni w skali Richtera, które wstrząsnęło wschodnim wybrzeżem USA. Budynki Pentagonu i Kapitolu zostały ewakuowane. Bardzo szybko wszystko wróciło do normy. Indeksy rosły jak na drożdżach i wcale nie miały zamiaru zawrócić. S&P 500 wzrósł o ponad trzy, a NASDAQ o ponad cztery procent. Taka euforia w oczekiwaniu na słowa szefa Fed dobrze nie rokuje. Bardzo łatwo będzie mu rynek w piątek rozczarować.
GPW rozpoczęła wtorkowa sesję niewielkim spadkiem indeksów (reakcja na słabą sesję w USA), ale jak tylko gracze zobaczyli, z jakim entuzjazmem gracze reagują na (słabe przecież) dane makro to sytuacja się zmieniła. Kontynuacji gry przed sympozjum Fed również u nas doprowadziła do szybkiego wzrostu indeksów.
Bardzo słabe dane makro publikowane w Europie na tuż po ich opublikowaniu w niczym nie zmieniły apetytu europejskich byków. Euforia widoczna (i bezpodstawna) w Europie musiała przełożyć się również na nasz rynek. Jednak u nas euforii zdecydowanie nie było, a w końcu kolejne dane makro z Niemiec doprowadziły do zwrotu indeksów i powrotu WIG20 tuż nad poziomem poniedziałkowego zamknięcia, gdzie rynek na długie godziny wszedł w marazm.
Po pobudce w USA indeks zabarwił się na czerwono. Osuwające się indeksy w Europie doprowadziły do całkiem sporych spadków na GPW. Zanosiło się na wyzerowanie poniedziałkowego wzrostu, ale pomogli nam Amerykanie entuzjastycznie kupując akcje. Dzięki temu sesja na GPW zakończyła się neutralnie. To była klasyczna sesja przejściowa – trwało wyczekiwanie na to, co będzie się działo w USA.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi