Wydarzenia na rynkach walutowych w minionym tygodniu przyćmione zostały przez rynki akcji, które dynamicznie zmieniały swoje notowania w rytm doniesień o wynikach spółek. W tle jednak płynął strumień danych makroekonomicznych, które były istotne dla inwestorów, zainteresowanych także walutami.
Wszystkie segmenty rynku finansowego miały wspólny mianownik – globalny wzrost apetytu na inwestycyjne ryzyko. W związku z tym faworyzowane przez giełdowych graczy były m.in. waluty gospodarek wschodzących, w tym Polski. Za dolara na początku tygodnia płacono ok. 3,16 zł, by w piątkowe południe płacić już 3,06. Kurs EUR/PLN w tym samym okresie z 4,39 spadł do 4,32.
Nie tylko lepsze nastroje na świecie oddziaływały na lepsze postrzeganie złotego. Polski bilans płatniczy nadal jest stabilny (trzeci miesiąc z rzędu odnotowano nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących), a dane dotyczące inflacji (3,5 proc. r/r w czerwcu) wyemitowały sygnał, że nie jest wykluczone nawet podniesienie stóp procentowych przez RPP. Sytuacja gospodarcza nad Wisłą nadal jest jednak stosunkowo słaba, dlatego w ramach naturalnych zmian cenowych kurs EUR/PLN może ponownie osiągnąć 4,50, natomiast USD/PLN 3,20. Na tych poziomach jednak kupujący polską walutę mogą już dominować, co zawróci kierunek notowań.
Obserwując wydarzenia na światowym rynku można odnieść wrażenie, że „krucjata przeciwko dolarowi” traci impet. Chiny, które poza granicami USA mają najwięcej papierów denominowanych w tej walucie, łagodzą swą niechęć do dolara, lecz nadal podkreślają, że w dłuższym okresie czasu powinna powstać alternatywa dla dominującej pozycji „zielonego”. W ciągu miesiąca najpopularniejsza para EUR/USD – może utrzymywać się w okolicach 1,40, a 1,45 w obecnych warunkach to najwyższy „dopuszczalny” poziom.
Michał Poła
Źródło: New World Alternative Investments