Bez amerykańskiego przewodnika na giełdach działo się dobrze przez jeden dzień. Dziś perspektywa powrotu inwestorów zza oceanu do gry wyraźnie hamowała zapędy na pozostałych parkietach. Niewiele się więc działo na rynkach akcji. Za to dolar przeżywał ciężkie chwile i trudno było dociec przyczyny jego gwałtownego osłabienia.
W każdym razie związana z tym surowcowa „hossa” nie była w stanie sprokurować podobnej reakcji na giełdowych parkietach. Poruszenia nie wywołało też umiarkowanie optymistyczne rozpoczęcie sesji na Wall Street. W przypadku warszawskiego parkietu nie było nawet w stanie powstrzymać spadków, które pod koniec dnia przybrały na sile. WIG20 uratował się dopiero na końcowym fixingu.
Polska GPW
Początek sesji w Warszawie stał pod znakiem kontynuacji wczorajszego optymizmu. Główne indeksy zaczęły od wzrostu o około 1 proc. Nieco gorzej było w przypadku wskaźników małych i średnich firm, ale i one zaczęły dzień na plusie. mWIG40 zyskiwał prawie 0,6 proc., a indeks najmniejszych firm ponad 0,7 proc. Skali zwyżki indeksy nie były jednak w stanie utrzymać zbyt długo i początkowe zdobycze nieco się zmniejszyły. Widać było oczekiwanie na jakiś impuls. Pewnie miał nadejść zza oceanu, ale na zwyżkę kontraktów na amerykańskie indeksy nasze wskaźniki nie reagowały.
Bardzo mocne były dziś papiery KGHM, zyskujące wczesnym popołudniem ponad 3,5 proc. i PKN, które rosły o prawie 3 proc. Trudno się dziwić, bo pomagały im drożejące surowce. Kontrakty na miedź zwyżkowały o ponad 3 proc., a ropa drożała o ponad 2 proc. Pozostałe spółki z grona WIG20 niczym jednak nie zachwycały. Papiery Telekomunikacji Polskiej traciły na wartości prawie 1 proc., bardzo słabo zachowywały się również walory banków. Poza BRE, rosnącym o ponad 3 proc. Okazało się, że to nie wystarczyło do utrzymania się indeksów na plusie. WIG20 po nieco podejrzanym fixingu zakończył dzień na zero, indeks szerokiego rynku stracił 0,19 proc., wskaźnik średnich firm spadł o 0,56 proc., a sWIG80 zniżkował o 0,46 proc. Obroty były nieco wyższe niż w ostatnich dniach i wyniosły 1,54 mld zł.
Giełdy zagraniczne
Dziś znów inwestorzy z niecierpliwością czekali na to, co będzie się działo na Wall Street. Póki co w Azji kolejny dzień całkiem przyzwoitych wzrostów. Po raz drugi z rzędu liderem był parkiet w Hong Kongu, gdzie indeks zwyżkował o ponad 2 proc. Znacznie mniej, bo o 1,2 proc., rósł indyjski BSE30. Wrzesień zaczął się bardzo dobrze dla giełdy w Bombaju. Indeks pobił wszystkie ostatnie rekordy i znajduje się na poziomie najwyższym od września ubiegłego roku. Japoński Nikkei rośnie od dwóch dni. Dziś zyskał 0,7 proc., ale o powrocie do sierpniowego szczytu może tylko pomarzyć. Techniczny obraz indeksu sugeruje możliwość dalszych spadków. Nieźle radzi sobie giełda w Chinach, gdzie trwa „korekta korekty”. Skala odbicia po niedawnych spadkach jest wciąż niewielka i negatywny obraz ryku nie zmienił się ani na jotę. Dziś Shanghai Composite zyskał 1,7 proc.
Dziś, podobnie jak wczoraj, inwestorzy na głównych europejskich parkietach jakby się zmówili. Na otwarciu indeksy w Paryżu i Frankfurcie zwyżkowały po 0,3 proc. W Londynie zaczęli od 0,4 proc., ale tamtejszy indeks wkrótce stał się liderem wzrostów tej trójki. Zwyżkował o 1,3 proc. po informacji o większym niż oczekiwano wzroście produkcji przemysłowej w lipcu. Paryż i Frankfurt po próbie zwyżki szybko spasowały i do południa nie powiększyły zdobyczy z otwarcia sesji.
Większość giełd naszego regionu była dziś w nienajlepszej formie. W Belgradzie przed południem spadek sięgał 0,8 proc. W Budapeszcie i Pradze indeksy zwyżkowały po około 0,5 proc. W Sofii w okolicach zera. Tylko Moskwę – dzięki drożejącym surowcom – stać było na ponad 4 proc. zwyżkę. Na minusie był także wskaźnik giełdy Tureckiej. Dziś inwestorzy otrzymali serię nienajlepszych danych o dużych spadkach PKB i produkcji na Węgrzech, Słowacji, w Czechach i w Estonii. W tym ostatnim kraju gospodarka skurczyła się o 16,1 proc., a łotewska aż o 18,7 proc.
Waluty
Po trwającej prawie półtora dnia konsolidacji w okolicach nieco ponad 1,43 dolara za euro, dziś od rana amerykańska waluta zaczęła dość gwałtownie słabnąć. W ciągu kilkudziesięciu minut kurs euro przekroczył poziom 1,44 dolara, najwyższy od początku sierpnia. Około południa za euro trzeba było już płacić niemal 1,45 dolara.
Złoty skorzystał z osłabienia amerykańskiej waluty tylko częściowo. Dolar taniał około południa w porównaniu do poniedziałku o około 2 grosze i za „zielonego” trzeba było płacić nieco ponad 2,83 zł. W przypadku euro i franka zmiany nie były już tak korzystne. Wspólna waluta nie zmieniła ceny i można ją było kupić po 4,09 zł, choć w ciągu dnia wahała się ona od 4,08 do 4,1 zł za euro. Frank zaś nawet nieznacznie podrożał w porównaniu do wczorajszego zamknięcia i trzeba było w południe płacić za niego prawie 2,7 zł. Pod koniec dnia złoty zyskał wobec głównych walut po około 1 – 2 grosze.
Podsumowanie
Nasz rynek dziś nie zachwycał. Gdyby nie drożejące surowce, które bardzo pomagały akcjom KGHM i PKN Orlen, mielibyśmy do czynienia z jeszcze gorszym obrazem. Wskaźniki małych i średnich firm, nie mające tak zacnych obrońców, ledwie utrzymywały się w okolicach zera i dość szybko zeszły na minusy. Więksi koledzy spadek zaliczyli dopiero w końcówce sesji. Odreagowanie niedawnych spadków zdaje się więc wygasać i nie widać siły, która miałaby ten proces odwrócić. Bardzo niskie obroty, utrzymujące się od kilku dni, wskazują, że kapitał zagraniczny nas opuścił, a bez niego jakoś naszym bykom brakuje wigoru.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance