Powrót kłopotów strefy euro i podwyżki stóp procentowych w strefie euro i Chinach zostały w całości przykryte danymi z amerykańskiego rynku, które zaprzeczyły nadziejom, iż II połowa roku będzie lepsze dla globalnej gospodarki, ale od poniedziałku na plan pierwszy wybiją się wyniki spółek.
Poniedziałkowe święto na Wall Street i waga publikowanych w końcówce tygodnia danych makro podzieliły tydzień na dwie czytelne części. W pierwszej, centrum sceny zajęły nudne w sumie konsolidacje a w drugiej, skok zmienności wywołany pytaniami o to, czy rynek przedwcześnie nie pozbył się obaw przed drugą falą recesji. Z perspektywy końca tygodnia nie może być wątpliwości, iż sprzeczne dane ADP i Departamentu Pracy postawiły przed rynkami trudne zdania postawienia akcentów na poszczególnych częściach raportów.
W przypadku danych ADP sprawa wydaje się stosunkowo prosta – jeszcze sporo czasu minie, zanim publikowane przez prywatną firmę raporty staną się czymś więcej niż niedoskonałym prognostykiem danych rządowych. Na dziś to dane Departamentu Pracy wywołały falę pytań o to, czy II połowa roku będzie lepsza dla gospodarki i jak wolno reaguje rynek pracy na poprawę w innych częściach gospodarczego krajobrazu.
Podręcznikowa interpretacja mówi, iż bezrobocie jest ostatnim elementem, który sygnalizuje recesję i ożywienie. Mówiąc w skrócie na rynku zapanowało przekonanie, że przedsiębiorcy mają tendencje do odkładania zwolnień pracowników mimo sygnałów spowolnienia i odkładania zatrudnienia do czasu, aż uznają, iż porecesyjne ożywienie ma charakter trwały. Stąd, po pierwszej reakcji, Wall Street zdołała opanować przecenę i zakończyć piątkowe sesje umiarkowanymi przecenami, które nie zniosły skoku po czwartkowym odczycie ADP.
Nie ma jednak wątpliwości, iż słabe dane Departamentu Pracy z czerwca, ale też z maja i kwietnia, które zrewidowano w dół, sygnalizują, iż w II kwartale optymizm przedsiębiorców został mocno nadwyrężony. Naturalnym wytłumaczeniem jest oczywiście trzęsienie ziemi w Japonii, które rozlało się szerokim echem po globalnej gospodarce. Zwyczajnie, gdy jedna z największych gospodarek świata popada w recesję, jej efekty są odczuwalne wszędzie.
Dlatego też, mimo określanych jako fatalne danych z piątku, rynki miały prawo uznać, iż z daleko idącym pesymizmem warto poczekać do czasu publikacji kolejnych raportów. Niestety słabe dane z rynku pracy mają również bliskie konsekwencje w postaci pytań o to, jak słaba kondycja gospodarki odbije się na wynikach kwartalnych spółek, które przeleją się falą raportów w nowym tygodniu. Nie ma wątpliwości, iż II kwartał w globalnej gospodarce był trudny. Na dziś, jako trudne jawią się kolejne dwa kwartały, więc wiele zależy od tego, jaki obraz gospodarki zaprezentują spółki.
Z perspektywy najbliższego tygodnia gracze będą mieli niemal pełny obraz kondycji gospodarki. Wyniki spółki Alcoa pozwolą szacować kondycję przemysłu i popytu na surowce. Wyniki banków (JP Morgan Chase, Citigroup) dadzą wgląd w kondycję sektora finansowego a raport Google skieruje uwagę na nowe technologie. W przeszłości, każda z wymienionych spółek potrafiła podnieść zmienność na rynkach akcji w skali globu i w zaczynającym się tygodniu na tym polu nie będzie wyjątku.
Niestety konsekwencją będzie również szum techniczny i spadek wiarygodności wykresów. W praktyce oznacza to, iż znacząco utrudnione zostaną oceny techniczne zachowania amerykańskich średnich, które w minionym tygodniu znalazły się ułamki od szczytów w trendach wzrostowych. Należy liczyć się z tym, iż sygnały przełomów lub przesileń na wykresach będą negowane a każda z sesji będzie zaczynała się luką. Wysoce prawdopodobny jest również wzrost zmienności.
Źródło: DM BOŚ