Popatrzymy wpierw na dane makro. Raport o tygodniowej zmianie na rynku pracy w USA nie zachwycił – ilość noworejestrowanych bezrobotnych była wyższa od prognoz, ale to rynek zlekceważył. Dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku mogły wprowadzić w błąd graczy, którzy nie czytają całego raportu. Zamówienie wzrosły bowiem aż o 7,8 proc. Problem w tym, że taki skok był możliwy tylko dlatego, że wzrosły zamówienia na cywilne samoloty (o 183 procent), dzięki dużym zamówieniom Boeinga. Bez środków transportu zamówienia wzrosły o kosmetyczne 0,1 proc. To były bardzo słabe dane. Komentarze jednak zaczynają się od tytułów mówiących o bardzo dużym wzroście zamówień. Trzeba się w nie wczytać, żeby zobaczyć, że tak naprawdę sygnalizowały, że gospodarka zwalnia.
Jeszcze ciekawsze były tłumaczenia dramatycznego wręcz w swojej wymowie raportu z rynku nieruchomości. We wrześniu sprzedaż nowych domów wzrosła o 5,3 proc. i to była jedyna pozytywna informacja, ale znowu właśnie ona pojawiała się w tytułach komentarzy. Jednak najważniejsze było to, że mediana cen (50 procent domów jest droższych, a 50 procent tańszych) spadła aż o 9,7 procent w stosunku do zeszłego roku, Był to największy spadek od 36 lat. Poza tym ilość sprzedanych domów spadła o 14,2 procenta w porównaniu do zeszłego roku. Po prostu deweloperzy gwałtownie obniżyli ceny po to, żeby pozbyć się historycznie wysokich zapasów. I rzeczywiście obniżyli je o 1,9 procenta.
Gołym okiem widać było, że deweloperom puszczają nerwy, a Amerykanie zaczynają kupować domy, które wydają im się tanie. Tak jest zawsze, kiedy na jakimś rynku pęka spekulacyjna bańka. Teraz powinni przestraszyć się sprzedający domy na rynku wtórnym i powstanie sprzężenie zwrotne. To jest jednak chyba tylko moje zdanie, bo to, co czytałem w komentarzach było wręcz zadziwiające. Analitycy twierdzili, że rynek się stabilizuje i nie zaszkodzi gospodarce. Wypowiedział się również Alan Greenspan, były szef Fed. Powiedział, że większość problemów rynku nieruchomości jest już rozwiązana, a czwarty kwartał będzie z pewnością lepszy niż trzeci. Czy po takich solennych zapewnieniach przeciętny inwestor (zarządzający funduszem) miał jeszcze ochotę głowić się nad interpretacją danych? Oczywiście nie i zostały one przez rynek akcji szybko zapomniane.
Rynek obligacji jednak prawidłowo odczytał te dwa raporty i rentowność obligacji spadła. Stracił również dolar, chociaż nie tak dużo jak można było zakładać. Zaszkodził mu też zresztą Alan Greenspan, który powiedział, że zarówno prywatni inwestorzy jak i banki centralne odchodzą od dolara preferując euro. Osłabienie dolara powinno było pomóc we wzroście cen surowców, ale na tym rynku słaby dolar walczył ze słabnącą gospodarką, która szkodziła cenom. W tej sytuacji złoto zachowało się klasycznie i cena wzrosła, ropa wyraźnie staniała, a kontrakty na miedź prawie się nie zmieniły.
Rynek akcji usiłował spadać po publikacji raportu z rynku nieruchomości, ale te pozytywne komentarze pozwoliły udawać, że nic się nie wydarzyło i skoncentrować na publikowanych przez spółki raportach kwartalnych. Bardzo szybko byki zabrały się do roboty i z minusów zrobiły duże plusy. Mam wrażenie, że już od dawna gracze kupują akcje nie zwracając najmniejszej uwagi na dane makroekonomiczne i na wykupienie rynku. Będzie z tego piękna katastrofa, tylko nikt nie wie, kiedy dokładnie to nastąpi.
Dla dzisiejszego handlu duże znaczenie mogły mieć publikowane po czwartkowej sesji raporty Microsoft i Sun Microsystems. Okazało się, że zapewne tak się nie stanie. Microsoft opublikował wyniki zbliżone do oczekiwań analityków. Zapowiedział też, że rok skończy się lepiej od oczekiwań, ale czwarty kwartał będzie trudny. Po gwałtownym handlu i początkowym spadku cen akcji udało się zakończyć dzień wzrostem o niecałe 0,1 proc. Wszystko się może jeszcze stać z tymi akcjami w czasie regularnej sesji. Sun Microsystems opublikował mniejszą niż oczekiwano stratę i kurs rozpoczął sesję od wzrostu, ale zakończył spadkiem o 0,2 proc. Zdecydowane było tylko zachowanie akcji McAfee – wzrosły o 6,7 proc. Jak więc widać raporty kwartalne o niczym nie przesądziły.
Najważniejsze dla rynków będą wstępne dane o amerykańskim PKB i związane z nim wskaźniki inflacji. Prognozy mówią o spowolnieniu gospodarki – analitycy uważają, że PKB w trzecim kwartale wzrósł o 2,1 procenta. Gdyby wzrost był większy to dolar powinien zyskać, ale dla akcji to informacja raczej neutralna. Wyraźnie niższy wzrost PKB powinien zaszkodzić dolarowi i może trochę wystraszyć inwestorów na rynku akcji. Najważniejsze powinny być jednak kwartalne miary inflacji (deflator i wskaźnik wydatków konsumpcyjnych PCE). Rynek szczególną uwagę zwraca na PCE, a największy wpływ na decyzje inwestorów ma bazowy PCE (bez energii i żywności). Zapowiadany jest spadek tego ostatniego wskaźnika i byłaby to dobra wiadomość dla posiadaczy akcji i zła dla zwolenników dolara. Najgorszy dla akcji (dobry dla dolara) były wyraźny wzrost bazowego PCE, bo podważyłby głoszoną przez Bena Bernanke, szefa Fed, tezę zgodnie z którą spowolnienie gospodarcze wygasi impulsy inflacyjne. Półtorej godziny po tym raporcie dowiemy się jeszcze, jaki był w październiku indeks nastroju Uniwersytetu Michigan, ale to jest tylko weryfikacja danych z połowy miesiąca i nie należy oczekiwać, że jego publikacja istotnie wpłynie na zachowanie graczy.
Mały wzrost indeksów na dużym obrocie
W czwartek od rana złoty się wzmacniał idąc za rosnącym kursem EUR/USD. Publikacja i omówienie przez RPP nowej projekcji inflacji nie miały wpływu na rynek, który zdyskontował to wydarzenie już w środę. Po publikacji amerykańskich danych makro, kiedy kurs EUR/USD bardzo szybko ruszył na północ, złoty też zaczął się szybciej wzmacniać. Szczególnie zyskał w stosunku do dolara, ale spadł również kurs EUR/PLN. Dzisiaj nadal będziemy reagowali na ruchy euro na rynkach światowych, a krytycznym momentem będzie 14.30, kiedy to w USA zostanie opublikowany raport o PKB.
Polski rynek akcji nie wytrzymał w czwartek nacisku płynącego z USA. Bardzo bykom pomagały rosnące ceny surowców, więc nic dziwnego, że sesja otworzyła się niezwykle pozytywnie, a liderami były właśnie spółki surowcowe pod wodzą KGHM (mimo, że cena miedzi wcale dobrze się nie zachowywała). Nadal mocno rósł kurs TPSA. W zasadzie tuż po otwarciu sesji indeksy zaczęły się powoli osuwać i osuwały się tak do 14.30.
Udało się wypracować wzrost WIG20, ale o połowę mniejszy niż otwarcie sesji. Zwracał uwagę obrót, który od początku sesji był olbrzymi, co sygnalizowało to, że może dojść do jakiegoś przesilania. Nie doszło, ale tak duży obrót z tak małym wzrostem bardzo często jest poważnym ostrzeżeniem. Widać, że opór podaży jest potężny. Po prostu są fundusze, których zarządzający boją się tego, co dzieje się na świecie. Nie dziwię się im.
Nie wierzę, żeby dzisiaj wpływ na nasz rynek miało wczorajsze zachowanie rynku amerykańskiego. Skoro wczoraj WIG20 nie dał rady wypracować dużych zwyżek to będzie u trudno to zrobić dzisiaj po spadku cen ropy i miedzi. Gdyby, jednak ceny surowców zachowywały się dzisiaj dobrze to możemy nadal powoli rosnąć. Krytyczny moment sesji powinien dla naszego rynku akcji też nastąpić po publikacji raportu o amerykańskim PKB i miarach inflacji w trzecim kwartale. Gdyby w jego wyniku dolar nadal tracił, a akcje europejskie drożały to zakończymy sesję wzrostem. Jednak dziwne zachowanie rynku w czwartek każe zakładać, że sesję zakończymy po prostu neutralnie.