Była szansa na to, że we wtorek rynki amerykańskie zachowają się bardziej książkowo niż zwykle, ale nic z tego nie wyszło. Dane makro były zaskakujące i to, według mnie, zaskakująco złe. Inflacja w cenach produkcji (PPI) spadła aż o 1,6 proc., a inflacja bazowa (bardziej przez rynek obserwowana) spadła o 0,9 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,1 proc.). Z tych danych wynika co prawda, że presja inflacyjna znika, ale wynika również to, że popyt jest zbyt mały, a spółki obniżają ceny, żeby sprzedać towar. A to jest zazwyczaj sygnał nadchodzącej stagnacji lub nawet recesji. Raport o sprzedaży detalicznej też zaskoczył. Co prawda spadła nieco mniej niż to mówiły prognozy, ale spadek sprzedaży nie uwzględniającej samochodów był wyraźnie większy niż oczekiwano. Poza tym raport o zapasach w amerykańskich firmach też nie mógł nikogo pocieszyć. Okazało się, że wzrosły mniej niż oczekiwano, a co bardziej istotne sprzedaż spadła o 2 procent (największy spadek od 1996 roku). Inwestorzy spodziewali się już wcześniej, że sprzedaż w październiku spadła, bo przygotowały ich do słabych danych informacje dochodzące z sieci sprzedaży detalicznych, ale takie dane musiały ich zaskoczyć.
Bardzo logiczne było zachowanie rynku obligacji – rentowność mocno spadła. Tam gracze najwyraźniej liczą na to, że FOMC niedługo będzie musiał bronić gospodarki przed recesją tnąc stopy. Na rynku walutowym doszło do szybkiego i dużego osłabienia dolara, ale jak tylko kurs EUR/USD zbliżył się do oporu na poziomie 1,29 USD to niedźwiedzia zaatakowały i zepchnęły go do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. W tej sytuacji rynek surowców nie bardzo wiedział co robić, więc zmiany cen były niewielkie. Ropa jednak pod koniec sesji staniała. Tańsze było też złoto i tylko miedzi udało się nieznacznie zdrożeć.
Jak zwykle najbardziej nie-książkowe było zachowanie rynku akcji. Ze spółek dochodziły bardzo zróżnicowane informacje. Home Depot opublikował gorsze od prognoz wyniki kwartału I obniżył prognozę na ten rok. Kurs spadał, ale pomagał całemu sektorowi sprzedaży detalicznej Target z lepszym od prognoz wynikiem oraz Wal-Mart, który też zadowolił inwestorów. Tyle tylko, że ten ostatni też obniżył prognozę i zapowiedział wielkie obniżki cen, które zaszkodzą jego konkurencji. Skoro tak obniża ceny to jasne jest, że ma problem za zbytem. Gracze mieli do wyboru – cieszyć się ze spadającej inflacji (chociaż PPI to zdecydowanie nie ten kaliber co CPI), czy martwic spadkiem sprzedaży i możliwym przejściem gospodarki do stagnacji.
Tylko w pierwszej połowie sesji dominował obóz niedźwiedzi. Indeksy spadały i wydawało się, że gracze zaczynają się obawiać o stan gospodarki. Nic z tych rzeczy. Już około 18.00 byki zaczęły przyciskać, a trzy godziny przed końcem sesji indeksy zaczęły się stabilizować na poziomie poniedziałkowego zamknięcia. Krótka to była jednak stabilizacja, bo po godzinie wystrzeliły do góry i nic już nie mogło byków powstrzymać. Nadal obowiązuje zasada „im gorzej tym lepiej”, a hossa trwa w najlepsze.
Dzisiaj dowiemy się jak w listopadzie wygląda gospodarka regionu Nowego Jorku (pokaże to indeks NY Empire State). Prognozy mówią o pogorszeniu koniunktury, ale nawet jeśli tak się rzeczywiście stanie to istotna jest skala tego spowolnienia. Umiarkowane będzie nawet dla akcji korzystne, bo gracze liczą na spokojny rozwój gospodarki, który nie doprowadzi do dużego wzrostu inflacji. Publikacja tego indeksu rzadko wpływa na dłużej na zachowanie rynków, ale może być chwilowym impulsem zarówno dla rynku walutowego (im mniejszy indeks tym gorzej dla dolara) jak i dla rynku akcji. Dowiemy się też jak zmieniły się zapasy ropy i paliw, ale jak zwykle ten raport jest jedynie pretekstem dla rynku, który zresztą najczęściej zbyt długo go nie dyskontuje.
Bardzo często decydujący wpływ na zachowanie rynków ma publikowany dzisiaj protokół z ostatniego posiedzenia FOMC i to nie tylko dlatego, że jest tak bardzo dla rynku ważny (często nie jest), ale dlatego, że jest ogłaszany jako ostatni, na dwie godziny przed końcem sesji, kiedy to gracze zaczynają podejmować najważniejsze decyzje. Wydawać by się mogło, że nie będzie w tym komentarzu nic nowego, ale gracze potrafią wyszukać parę słów, które wykorzystują jako pretekst do ruszenia rynkiem. Jakie to będą słowa nie sposób przewidzieć, ale trudno będzie dzisiaj obóz byków powstrzymać przed kontynuacją hossy.
WIG20 trzyma się ciągle blisko poziomu 3.200 pkt.
We wtorek od rana rynek walutowy czekał na impulsy z zewnątrz, czyli na publikację danych makro w Eurolandzie i w USA. W tym czasie złoty delikatnie tracił, ale od południa wrócił do panującego trendu. Publikacja bilansu płatniczego też pomogła naszej walucie. Okazało się, że zamiast prognozowanego deficytu pojawił a się spora nadwyżka. Złoty znowu umocnił się do dolara i euro i naprawdę nie widać siły, która mogłaby go zatrzymać. Trend jest niezwykle silny.
Teoretycznie dzisiejszy przetarg obligacji pięcioletnich może wpłynąć na zachowanie złotego, ale zakładam, że jeśli nawet pojawi się reakcja to będzie ona niewielka. Wszyscy wiedzą, że popyt na obligacje pięcioletnie będzie olbrzymi. Trudno również spodziewać się dużej reakcji na publikację raportu o inflacji. Prognozy mówią o spadku dynamiki inflacji z 1,6 na 1,3 proc. i to już dawno jest zdyskontowane. Wszyscy wiedzą, że to będzie chwilowy spadek, po którym w końcu roku, a szczególnie na początku następnego nastąpi wzrost (rośnie akcyza, ceny energii, rosną płace itp.), więc reakcji zapewne nie zobaczymy. Mogłaby nastąpić, gdyby inflacja spadła mniej niż oczekiwano lub całkiem nieoczekiwanie wzrosła, ale też nie spodziewałbym się, że na rynku akcji zobaczymy jakieś drgnięcie indeksów.
We wtorek WGPW reagowała na raporty kwartalne. Wyniki Pekao i BPH nie wywołały praktycznie reakcji, mimo że wynik BPH był gorszy niż oczekiwano. Raporty Lotosu (zawiódł) oraz KGHM też większych emocji nie wywołały. Jedynie kurs akcji PGNiG reagował bardzo pozytywnie na dobre wyniki kwartału. Liczyło się jednak przede wszystkim to, co działo się na rynku surowców, a na nim trwało bardzo niewielkie odbicie. Jednak koło południa indeksy zaczęły się osuwać, a cena ropy spadać i dopiero dane z USA pozwoliły na powrót nad poziom 3.200 pkt. i tak też się sesja zakończyła.
Jak widać WIG20 ciągle trzyma się blisko poziomu dopiero co przełamanego oporu technicznego pod który szybko wrócił. Oba te ruchy mogły być pułapkami, więc czekamy na potwierdzenie któregoś z nich. Gdyby nie fatalne zachowanie rynku surowców to jasne byłoby, że dojdzie do potwierdzenia sygnału kupna. Jednak wykresy cen surowców wyglądają coraz gorzej, a jeśli cena ropy przełamie 57,5 USA (wczoraj 58,21 USD) to sytuacja będzie jeszcze gorsza. Rynek musi się więc zdecydować, czy iść za indeksami w USA i Eurolandzie, czy przejmować się cenami surowców (w nocy cena miedzi spadła). Wydaje się, że dzisiaj nie będzie miał wyboru i ruszy na północ o ile rzeczywiście w Eurolandzie indeksy będą rosły. Jeśli dostanie jakieś wsparcie z rynku surowców to powinien wzrosnąć całkiem wyraźnie.