Na WGPW w piątek indeksy rozpoczęły sesję wzrostem, a potem zaczęły się osuwać. Nie różniło się to niczym od tego, co działo się na innych rynkach Eurolandu. Od 13.00 rynek zaczął jednak rosnąć, w czym pomagał wzrost ceny ropy i stabilizacja cen miedzi. Prawdziwy wzrost rozpoczął się po publikacji danych makro z USA. Nikt nie próbował nawet dzielić włosa na czworo i zastanawiać się dlaczego te dane, tuż przed wyborami są takie dziwne. Po prostu indeksy chciały rosnąć. Znakomicie zachował się kurs PKO BP.
W poniedziałek wydarzeniem na WGPW będzie debiut pracowniczych akcji tego banku. Pracownicy dostali je dwa lata za darmo temu, więc przed tym debiutem panowała atmosfera niepewności, bo ta pula może być warta nawet 4 mld złotych. Już piątkowe zachowanie ceny akcji pokazało, że obawy są bezpodstawne. Nic dziwnego, bo wtedy, kiedy inne banki mocno drożały kurs PKO BP (od lipca) pozostawał w trendzie bocznym wyraźnie w oczekiwaniu na ten debiut. Gdyby fundusze obawiały się tego wydarzenia to cena akcji z wyprzedzeniem mocno by spadała. Owszem, zobaczymy znowu duże obroty, ale to zagrożeniem dla rynku nie jest. Byłoby, gdyby trwała bessa, bo wtedy strach byłby większy od chciwości. Giełda to przecież ciągła walka tych dwóch stanów ludzkiej psychiki. Nadal nie widać jednak końca hossy, więc ci pracownicy, którzy jeszcze mają akcje będą chcieli zarobić więcej i pewnie zarobią. Wystarczy spojrzeć na akcje innych banków, które od lipca zdrożały o kilkadziesiąt procent. Nie można wykluczyć, że zobaczymy początkowe osunięcie kursu, ale bardzo szybko ceny tych akcji zaczną rosnąć.
Obawiam się tylko, że debiut tych akcji będzie tak mocno ciążył na rynku, że zapanuje na nim marazm. Obóz byków dostał jednak w piątek pozytywny impuls z rynku surowców (ceny wzrosły, ale rano ropa taniała). Poza tym, gdyby kurs PKO BP zaczął rosnąć, mimo podaży akcji pracowniczych, to odczytane zostałoby bardzo pozytywnie. Zaczęto by twierdzić, że fundusze zagraniczne nadal bardzo dobrze oceniają nasz rynek. Jest więc spora szansa na przedłużenie wzrostu indeksów o ile rynki Eurolandu bardzo się czegoś nie wystraszą i nie wejdą w większą korektę.
Mało wiarogodne dane z USA
W piątek wszyscy gracze czekali w piątek na raport z amerykańskiego rynku pracy. Był on co najmniej zaskakujący. Przybyło zdecydowanie mniej miejsc pracy niż oczekiwano, ale dane z poprzednich dwóch miesięcy zostały zweryfikowane w górę. Szczególnie weryfikacja danych z września była potężna – z nieco ponad 50 tys. na prawie 150 tys. Okazało się też, że stopa bezrobocia nieoczekiwanie spadła z 4,6 do 4,4 proc. (prognozowano wzrost do 4,7 proc.). Była to najniższa stopa bezrobocia od 2001 roku. Gospodarka zwalnia, Amerykanie badani przez Conference Board niepokoją się sytuacją panująca na rynku pracy, a realne dane są po prostu znakomite… I jakoś tak dziwnie się składa, że weryfikacja z poprzednich miesięcy jest niezwykle optymistyczna i pojawia się na 4 dni przed wyborami do Kongresu… Te dane wydają się być po prostu bardzo niewiarogodne i wcale nie zdziwię się, jeśli po wyborach zostaną znacznie zweryfikowane w dół. Pachnie to wszystko na milę tzw. „październikową niespodzianką” przedwyborczą. Republikanie natychmiast zaczęli wykorzystywać ten raport w swojej kampanii wyborczej.
Bardziej wiarogodny wydaje się być raport publikowany przez instytut ISM, ale on też mógł zadowolić optymistów. Okazało się, że w październiku sektor usług w USA (ponad 80 procent gospodarki tego kraju) rozwijał się szybciej niż oczekiwano. Indeks ISM dla tego sektora wzrósł z 52,9 do 57,1 pkt. oddalając się od krytycznego poziomu 50 pkt. Ten raport należy traktować poważniej, ale uważam, że to jest sezonowa poprawa. Usługi po prostu rozgrzewają się przed zbliżającymi się szybko świętami (Dziękczynienia i Bożego Narodzenia).
Rynki niezwykle poważnie potraktowały raport z rynku pracy. To właśnie po jego publikacji dolar gwałtownie się wzmocnił, a ceny obligacji równie gwałtownie spadły (rentowność wzrosła). Była to zdecydowanie przesadzona reakcja na tak niewiarogodne dane. Wzmocnienie dolara powinno było przecenić surowce, ale tym razem tak się nie stało. Owszem, cena złota zanurkowała, ale bardzo szybko trend się odwrócił i dzień zakończyła nad kreską. Podrożała też trochę miedź (reakcja na czwartkową przecenę). Zdrożała również ropa, a pretekstem było zagrożenie nigeryjskich pól naftowych przez terrorystów. Pretekstem, bo tak naprawdę to ropa nie dała rady pokonać mocnego wsparcia na 57,50 USD i musiało nastąpić silne odbicie.
Rynek akcji też zachowywał się dziwnie. Wzrost ceny ropy i rentowności obligacji był pretekstem do sprzedaży akcji. Inwestorzy przestali wierzyć, że Fed obniży stopy, skoro rynek pracy jest taki mocny (Fed musi dbać o rynek pracy). Jednak, jak to zwykle się w końcu sesji od wielu dni dzieje, byki na ponad godzinę przed końcem sesji zaatakowały i sesja zakończyła się neutralnie. Piątkowe zachowanie rynków amerykańskich nie jest prognostykiem na poniedziałek. Można nawet zakładać, że zapanuje na nich stabilizacja przed wtorkowymi wyborami. Nie wiadomo tylko, czy nie pojawi się nowa, przedwyborcza informacja poprawiająca nastroje wyborcom, a co za tym idzie i graczom. Cztery dni przed wyborami administracja amerykańska poinformowała, że rynek pracy jest w znakomitej formie, dwa dni przed wyborami Saddam Husajn został skazany na śmierć, więc dzisiaj może pora na Osamę bin Ladena? Kto wie…
Dzisiejsze dane makro nie będą miały praktycznie żadnego wpływu na zachowanie rynków. Z prostego zresztą powodu – będą to dane z Europy, a one najczęściej są przez graczy lekceważone. Nie zaszkodzi jednak sprawdzić, jak rozwijał się w październiku sektor usług w poszczególnych krajach UE i w całej strefie euro. Im będzie wyższy tym lepiej dla euro i dla europejskich akcji. Nie oczekuję reakcji giełd, ale kurs EUR/USD może się zmienić, bo brak istotnych danych z USA może wprawić graczy w taką desperację, że skupią się na raporcie europejskim. Nie wykluczone również, że wypowiadający się o 14.00 Michael Moskow, szef Fed z Chicago, da rynkom impuls do jakiegoś ruchu, bo będzie to pierwsza wypowiedź członka Fed po dość dziwnych danych z rynku pracy.