Złoty na koniec dnia osłabła do dolara i euro, ale trudno powiedzieć, czy większy wpływ miał komunikat Rady, czy wzmocnienie jena na rynkach światowych. Wydaje się, że raczej to drugie, bo RPP w zasadzie niczym rynków nie zaskoczyła. Dzisiaj już nie będziemy pamiętali o tym komunikacie a złoty nadal będzie reagował na zmiany kursu EUR/USD i jena.
Na GPW komunikat RPP nie miał i nie będzie miał znaczenia. Nasza giełda zachowywała się w środę podobnie jak inne rynki europejskie. WIG20 nieznacznie spadał ratowany przez pokaźny wzrost akcji spółek sektora paliwowego reagujących na zwyżkę ceny ropy. Jednak pogorszenie sytuacji w Eurolandzie po przełamaniu przez ropę oporu na poziomie 64 USD i u nas znalazło szybko odbicie. Indeksy zaczęły spadać i zakończyliśmy sesję ponad jednoprocentowym spadkiem WIG20. W niczym to jednak nie zmieniło nadal pozytywnego obrazu technicznego rynku.
Dzisiaj sytuacja jest dosyć trudna, bo końcówka sesji w USA, kiedy to gracze ruszyli do wyjścia sprzedając akcje, wyglądała bardzo niezachęcająco. Wszystko zależy w tej sytuacji od tego, co będzie się działo na rynkach Eurolandu. Jeśli rano indeksy będą tam spadały to i nasz WIG20 za nimi podąży. Jeśli Europejczycy opanują nerwy to u nas zobaczymy odbicie. Najbardziej prawdopodobne jest jednak bardzo spokojne zachowanie z zamknięciem zależnym od reakcji rynków światowych na dane z USA. Trzeba jednak pilnie obserwować japońskiego jena, bo jeśli zacznie się wzmacniać to ucierpią wszystkie rynki akcji.
Ben Bernanke nie pomógł bykom
W środę rynki europejskie spokojnie czekały na wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed. Nocne obawy, które wywołały pogłoski o możliwym wysłaniu przez Wielką Brytanię specjalnego oddziału w celu odbicia 15 uwięzionych marynarzy szybko znikły po dementi, które wystosował rząd angielski. Jednak obawy o wpływ geopolityki najwyraźniej pozostały, bo rosła cena ropy i złota. Kurs EUR/USD jednak po prostu się stabilizował. To wszystko wywołało na giełdach jedynie niewielkie spadki indeksów, ale przed 14.00 cena ropy rosła już o 3 procent, a to skalę spadków zwiększyło.
W USA inwestorzy czekali przede wszystkim na wystąpienie szefa Fed, ale przedtem zostały opublikowane dane makro. W lutym zamówienia na dobra trwałego użytku wzrosły o 2,5 procenta, ale wbrew pozorom nie były to wcale dobre dane. Po pierwsze oczekiwano większego wzrostu. Po drugie dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w dół z minus 7,8 na minus 9,5 procenta. Po trzecie wreszcie w bardziej obserwowanym sektorze (bez samochodów) ilość zamówień spadła o 0,1 procenta, a dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano na minus 4 procent.
Prawdę mówiąc były to dane głęboko rozczarowujące, ale rynki miały jeszcze nadzieję, że pomoże im Ben Bernanke. Okazało się, że był zdecydowanie za mało przekonujący. Występując przed połączoną Komisją ds. Gospodarki Kongresu usiłował brzmieć bardzo optymistycznie. Powiedział, że nie spodziewa się wystąpienia recesji w USA, że gospodarka będzie się rozwijała w umiarkowanym tempie, a inflacja z czasem się zmniejszy. To były stałe tezy w wystąpieniach szefa Fed, ale rynek czekał na wyraźny sygnał, że nadchodzą obniżki stóp. Nie doczekał się. Bernanke powiedział, że „nasza polityka jest nadal skierowana na zwalczanie inflacji, którą uważamy za większe zagrożenie niż spowolnienie gospodarki”. Wręcz podkreślił, że Fed nie zmienił swojego nastawienia. Jednocześnie przyznał, że zagrożenia dla wzrostu gospodarczego rosną. Tym wystąpieniem pozbawił złudzeń graczy oczekujących szybkich obniżek stóp. Przesłanie było trochę dziwne, bo jeśli Fed jest bardziej zaniepokojony stanem gospodarki to powinien dopuścić możliwość szybkiej obniżki stóp.
Wypowiedź Bena Bernanke musiała bardzo graczy zawieść i zaniepokoić. Olbrzymia większość analityków (łącznie ze mną) oczekiwała, że szef Fed jak zwykle będzie pomagał rynkowi, który jest teraz w trudnej sytuacji. Zawód był spory, więc nic dziwnego, że indeksy spadały. Szkodziła akcjom również sprawa Beazer Homes przeciwko której to firmie (sprzedaje tanie domy) FBI, IRS i departament sprawiedliwości prowadzą śledztwo. Co prawda Ben Bernanke powiedział, że problemy rynku nieruchomości będą miały umiarkowany wpływ na rozwój gospodarczy, a Henry Paulson pocieszał, że sytuacja wydaje się być już opanowana, ale te zapewnienia nie pomogły.
Po wypowiedzi Bena Bernanke dolar się wzmocnił, rentowność obligacji wzrosła, a indeksy wyraźnie spadły. Nie powstał jednak jeszcze sygnał sprzedaży. Szerokiemu rynkowi akcji szkodził również duży wzrost ceny ropy (wpływ napięcia geopolitycznego i spadku zapasów w USA). Inne surowce zachowały się w miarę spokojnie. Złoto zdrożało (też wpływ geopolityki), a miedź praktycznie nie zmieniła ceny. Sesja nie zakończyła się po myśli byków, ale faktem jest, że na rynek spadła cała plaga nieszczęść i zakończenie mogło być zdecydowanie gorsze.
Po sesji nic się nie wydarzyło, a rano kontrakty na amerykańskie indeksy rosły dzięki rynkom azjatyckim. Tam japoński Nikkei, po początkowym spadku, zaczął rosnąć, a indeks z Szanghaju o 7.00 rósł nawet ponad dwa procent. W Chinach na giełdzie trwa euforia, która nie wiadomo, jak wysoko indeks zaprowadzi, ale wiadomo jak się skończy. Trudno wytłumaczyć takie zachowanie giełd azjatyckich, szczególnie, że jen nadal jest silny. Komentarze mówią o wzroście cen spółek sektora paliwowego (skutek drogiej ropy), ale to jest mało przekonujące wytłumaczenie. Raczej mamy do czynienia z kończącym miesiąc i kwartał procesem „window dressing”. To samo zjawisko powinno wystąpić w USA, więc uważam, że jest spora szansa na odbicie.
Dzisiaj publikowane są dane o wzroście PKB w czwartym kwartale i skojarzonych z nim miarach inflacji. Są to już dane ostateczne, po dwóch przybliżeniach, więc trudno oczekiwać wielkich niespodzianek. Poza tym są to już dane bardzo historyczne. Jednak jako pretekst mogłoby posłużyć znaczne odchylenie od oczekiwań zarówno miar inflacji (szczególnie indeksu bazowego wydatków konsumpcyjnych PCE i deflatora). Każde odchylenie na plus (większa inflacja) zaszkodziłoby akcjom i pomogłoby dolarowi, a na minus podziałałoby odwrotnie. W tym samym czasie dowiemy się też, jaka w ostatnim tygodniu była w USA ilość noworejestrowanych bezrobotnych. Dane dobrze świadczące o gospodarce pomogłyby dolarowi, ale niekoniecznie akcjom, których posiadacze bardzo chcą, żeby Fed obniżył stopy.
