W czwartek na rynki USA trafiła cała seria raportów makroekonomicznych. Były one bardzo niejednoznaczne. Dane o inflacji były lepsze od prognoz. Inflacja CPI spadła o 0,5 procenta, a inflacja bazowa wzrosła o 0,1 procent (oczekiwano wzrostu o 0,2 proc.). Najważniejsze było to, że bazowa inflacja CPI wzrosła o 2,7 proc rok do roku. Z tego wynikało, że inflacja rzeczywiście zwalnia, bo we wrześniu inflacja bazowa wyniosła 2,9 proc. Celem FOMC jest jednak sprowadzenie inflacji poniżej 2 procent, a do tego jeszcze daleko. Nic dziwnego, że pytany o ten raport Michael Moskow, szef Fed z Chicago powiedział, że “jeden miesiąc nie tworzy trendu”, ale faktem jest, iż „jest to ruch we właściwym kierunku”.
Po tym raporcie skończyło się trwające od rana wzmocnienie dolara, ale był to chwilowy ruch. Po publikacji danych o przepływach kapitałów do USA dolar gwałtownie zaczął się wzmacniać. Co ciekawe nie miało to nic wspólnego z tymi danymi, bo były one gorsze od prognoz o prawie 8 procent. Jak widać rynek nie może wyrwać się z zaczarowanego trendu bocznego panującego na tym rynku od maja. Niczego nie zmieniły też raporty o dynamice produkcji przemysłowej oraz wykorzystanie potencjału produkcyjnego. Po pierwsze były zgodne z prognozami (produkcja wzrosła o 0,2 proc.), a po drugie praktycznie zawsze gracze je lekceważą.
Następny zestaw danych też był ciekawy i też niejednoznaczny. Indeks Fed z Filadelfii po raz pierwszy od 3 miesięcy był dodatni (zero odgranicza recesję od rozwoju), ale po pierwsze wzrósł mniej niż oczekiwano, a po drugie subindeks nowych zamówień był ujemny, a z tego wynika, że za chwilę region znowu może zanurzyć się w recesji. Indeks rynku nieruchomości podawany przez NAHB (Stowarzyszenie Handlarzy Nieruchomościami) zgodnie z prognozami wzrósł. To był już drugi, kolejny wzrost, więc znowu zaczęto mówić, że najgorsze ten rynek ma już za sobą. Problem jednak w tym, że indeks wzrósł z 31 na 33 pkt., a poziom niższy od 50 pkt. świadczy o tym, że firmy budowlane źle oceniają sytuację. Według tych firm rynek jest po prostu mniej beznadziejny niż miesiąc temu.
Podsumowując można powiedzieć, że inflacja jest nadal wysoka, chociaż presja inflacyjna spada, produkcja tkwi w marazmie, gospodarka jest chwiejna, a rynek nieruchomości ciągle pesymistyczny. W tej sytuacji każdy rynek wziął z tych danych to, co pozwoliło mu przedłużyć dominujące trendy. Rentowność obligacji rosła, bo nie dostały one tak jednoznacznych impulsów, żeby przełamać w dół bardzo ważne wsparcie na 4,55 proc. Dolar się wzmacniał pozwalając na utrzymanie kursu EUR/USD w trendzie bocznym. Ceny surowców (miedź, złoto) spadały, bo taki jest trend na tym rynku, a pretekstem był mocny dolar. Mamy mały problem z ropą, bo część serwisów podaje wartość kontraktów grudniowych (np. Bloomberg), a cześć styczniowych (np. Stooq.pl). Zawsze jest problem z zapewnieniem ciągłości wykresu przy ze zmianie serii, ale tym razem jest to problem poważny. Kontrakty grudniowe spadły bowiem ponad 4 procent i przełamały wsparcie na poziomie 57,50 USD, a to (z technicznego punktu wiedzenia) otwiera drogę dalszej przecenie. Kontrakty styczniowe zatrzymały się wyżej, więc dajmy jeszcze rynkowi szansę.
Rynek akcji patrzył przede wszystkim na pozytywną stronę raportów makro. Było to zgodne z trendem. Niewiele szkodziły mu nawet złe informacje ze spółek. Spadał kurs Della, który w środę po sesji poinformował, że przekłada publikację raportu, dlatego że SEC bada, czy jego księgowość była poprawnie prowadzona. Mocno tracił Applied Materials, który obniżył prognozę. Rozczarował też Sears, który opublikował rozczarowujący raport o sprzedaży. Wszystkie te spółki są notowane na NASDAQ i dlatego ten indeks zachowywał się słabiej niż pozostałe, ale jednak nadal rósł. Po tak złych informacjach i na tak wysokim poziomie taka chęć do kupna akcji jest już przejawem klasycznej euforii. Wszystkie indeksy znowu wzrosły doprowadzając rynek do skrajnego wykupienia. Korekta będzie bardzo bolesna.
Po sesji raporty kwartalne opublikowały między innymi Starbucks i Hewlett Packard. Ten pierwszy ucieszył inwestorów, a ten drugi rozczarował. Wynikiem był spadek AHI, indeksu handlu posesyjnego, o 0,2 proc. (to dużo jak na AHI). Najwyraźniej inwestorzy szykują się do korekty, co potwierdzały rano spadające kontrakty na amerykańskie indeksy.
W piątek opublikowane zostaną kolejne dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Wcześniej dowiemy się jeszcze, jaki był we wrześniu bilans handlu zagranicznego strefy euro, ale to może jedynie i do tego nieznacznie wpłynąć na rynek walutowy. Jeśli zaś chodzi o dane z USA to co prawda ilość zezwoleń na budowę domów oraz rozpoczętych budów nie pokazuje tak dokładnie prawdziwego stanu rynku (zdecydowanie bardziej wiarogodne są dane o sprzedaży), ale coś w nich jednak też widać. Im gorsze będą to dane tym gorzej dla gospodarki, więc i dla dolara oraz akcji, ale skoro rynek akcji reaguje według zasady „im gorzej tym lepiej” to najbardziej prawdopodobne jest, że zareaguje zgodnie z trendem. Dane musiałyby być naprawdę fatalne, żeby wywołać wyprzedaż.
Surowce znowu będą szkodziły WGPW
W czwartek złoty ruszył od rana za spadającym kursem EUR/USD. Umocnienie dolara bardzo często wywołuje osłabienie naszej waluty. Dane o przeciętnym wynagrodzeniu i zatrudnieniu niczego nie zmieniły i nikt nie oczekiwał, że zmienią. Trzeba jednak odnotować, że były nadal dobre. Płace wzrosły o 4,7 procent, a zatrudnienie o 3,6 procent. Dopiero raport o inflacji w USA podnosząc kurs EUR/USD pomógł złotemu się umocnić. Późniejsze osłabienie euro już niewiele złotówce zaszkodziło potwierdzając, że jest niezwykle silna. Dzisiaj, jak to się często zdarza w piątek naturalne byłoby, gdybyśmy zobaczyli korektę.
WGPW zachowywał się w czwartek od początku dnia bardzo niepewnie. Indeksy zaczęły sesję od spadku, ale potem nieśmiały popyt zaczął je podnosić. Dopiero po publikacji danych o amerykańskiej inflacji rynek bardziej zdecydowanie zaczął zwyżkować. Liderem była Agora i spółki surowcowe, których akcjonariusze najwyraźniej liczyli na to, że osłabienie dolara przełoży się na wzrost cen surowców. Nic z tego jednak nie wyszło, ale tego gracze przecież nie mogli wiedzieć, bo spadki cen miedzi, a przede wszystkim ropy rozpoczęły się po zamknięciu naszej sesji. Niepokojące było to, że obrót na dużych spółkach z WIG20 był bardzo mały, co wagę tego wzrostu znacznie zmniejsza.
Na nikim już nie robią wrażenia wzrosty indeksów w USA, bo wiadomo jest, że rynek jest tam skrajnie wykupiony, a korekta jest tuż za rogiem. W związku z tym zachowanie amerykańskich indeksów nie będzie miało żadnego znaczenia dla WGPW. Powinna mieć jednak znaczenie wczorajsza, kolejna przecena na rynku surowców. Nastroje na tym rynku są bliskie paniki, a to może przełożyć się na nasze spółki surowcowe. Jeśli tak się stanie to tym mocniejszy będzie sygnał sprzedaży. Wydaje się, że posiadacze akcji powinni być zadowoleni, jeśli uda się bykom wywalczyć neutralne zamknięcie sesji.