Dzisiaj również w Polsce opublikowane zostaną raporty makroekonomiczne. W samo południe dowiemy się, jaka we wrześniu była inflacja, a dwie godziny później zostanie opublikowany sierpniowy bilans obrotów bieżących. Te raporty rzadko wpływają na zachowanie rynków akcji, ale czasem znajdują odbicie w rynku walutowym. Wiemy już, że inflacja rośnie, więc dane nie powinny być zaskoczeniem o ile nie będzie ona bliska dwóm procentom. Nieco tylko słabsze dane o inflacji i deficycie wymuszą zwyczajową w końcu tygodnia korektę osłabiającą złotego. Bardzo dobre niespecjalnie już złotemu zaszkodzą. Wątpię, żeby te raporty miały wpływ na rynek akcji.
W czwartek indeksy giełdowe rozpoczęły sesję niewielkim spadkiem pociągnięte w dół zniżką w Budapeszcie. Nastroje były nadal dobre, więc indeksy ruszyły na północ biorąc przykład z innych giełd europejskich. Wystarczyło jednak, żeby ceny ropy i miedzi zaczęły spadać, a indeksy w Eurolandzie osunęły się, żeby i u nas wzrosła chęć do sprzedaży akcji. Był to jednak jednokierunkowa droga, bo kiedy surowce zaczęły drożeć, a indeksy w Eurolandzie przed otwarciem sesji w USA zwyżkowały, to nasz rynek już nie miał ochoty na wzrosty. W tym okresie szkodził bardzo indeksom mocno spadający kurs PKN (po informacji o pożarze w rafinerii Możejki).
Taki marazm trwał do ostatniej godziny sesji. Wtedy to popyt uderzył i wyprowadził indeksy na plusy. Nie tylko na plusy, ale i na bardzo duże plusy – nagle, w ciągu kilkudziesięciu minut okazało się, że jesteśmy najmocniejszym rynkiem w Europie. Najmocniejsze były banki pod wodzą Pekao. Walnie temu dziwnemu odrodzeniu pomogły zakupy arbitrażystów, którzy korzystali z dużej bazy na kontraktach i napełniali portfele.
Po czwartkowej sesji również nasze rynki są już bliskie stanu wykupienia, ale to nie znaczy, że indeksy nie będą rosły. Byki panują na giełdach całego świata i trudno spodziewać się, żeby i dzisiaj sesja nie rozpoczęła się wzrostem indeksów. Najbardziej klasycznym zachowaniem byłoby jednak rozpoczęcie korekty po pierwszym, euforycznym wzroście. Koniec sesji powinien zależeć od reakcji rynków światowych na publikowane dzisiaj amerykańskie dane makroekonomiczne.
Trwa euforyczna faza hossy
Czwartek w Eurolandzie rozpoczął się od zwyżki indeksów. Co prawda nie były one duże, ale sygnalizowały, że nastroje są bardzo prowzrostowe. Na rynku walutowym rozpoczęła się wzrostowa korekta (kurs EUR/USD rósł), co można było tłumaczyć oczekiwaniem na publikację danych o sierpniowym bilansie amerykańskiego handlu zagranicznego. Jednak już przed południem dolar zaczął zyskiwać znowu atakując dolne ograniczenie kanału trendu bocznego, a indeksy giełdowe osuwały się do momentu opublikowania raportów kwartalnych przez amerykańskie spółki. Sesje w Europie zakończyły się solidnymi zwyżkami, ale analiza techniczna ostrzega, że rynek jest już krańcowo wykupiony, co zapowiada zbliżającą się korektę.
W USA wszystko pomagało akcjom, a pozostałe rynki nie bardzo wiedziały, gdzie powinny pójść. Dane makro nie pokazały im kierunku. Tygodniowy raport z amerykańskiego rynku pracy pokazał, że ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła w ostatnim tygodniu, ale mniej niż tego oczekiwano. Reakcja rynku była praktycznie żadna. Zaskoczył i to bardzo raport o sierpniowym bilansie amerykańskiego handlu zagranicznego. Oczekiwano spadku deficytu, a tymczasem okazało się, że wzrósł. Nawiasem mówiąc można się dziwić, że prognozy były tak optymistyczne skoro chiński eksport bije rekord za rekordem, a przecież blisko 40 procent tego eksportu idzie do USA.
Ten raport uratował kurs EUR/USD od przełamania wsparcia technicznego, ale reakcja była niemrawa. Niewielkie osłabienie dolara trochę pomogło surowcom. Podrożało złoto, ale o 0,5 procenta staniały kontrakty na miedź (w czasie dnia spadały blisko dwa procent). Nieznacznie podrożała ropa, co nie miało wiele wspólnego z raportem o stanie amerykańskich zapasów ropy i paliw. Okazało się bowiem, że zapasy ropy i benzyny wzrosły, a destylatów spadły.
Indeksy giełdowe od początku sesji rosły dzięki wynikom kwartalnym spółek. McDonald’s poinformował, że podnosi prognozy zysku na kolejny kwartał. Pepsico podała wyniki kwartalne nieco lepsze od prognoz i podniosła prognozę na cały rok. Costco opublikował wyniki wyższe od poprzednio obniżonych prognoz. Warto zauważyć, że nie były to wcale genialne wyniki. Można wręcz powiedzieć, że były po prostu przyzwoite. Widać więc, że słabe wyniki (Alcoa) wywołują jedynie niewielkie drgnięcie indeksów w dół, a tylko przyzwoite wyzwalają wręcz entuzjazm. Rynek jest w tej najbardziej zyskownej i najbardziej niebezpiecznej fazie wzrostu – w euforii.
Skala wzrostów indeksów znacznie się zwiększyła po publikacji raportu o stanie gospodarki, który co miesiąc publikuje Fed (tzw. Beżowa Księga). Ta reakcja też sygnalizuje, że graczom wystarczy pokazać byle co, żeby rzucili się do kupowania akcji. W tym raporcie nie było nic nowego, co zresztą było widać po praktycznie żadnej reakcji rynku walutowego i obligacji. Stwierdzono tam, że wydatki konsumentów na usługi zwierzyły się, mimo rozszerzającego się ochłodzenia rynku nieruchomości, co może świadczyć o tym, że gospodarkę czeka „miękkie lądowanie”, ale przecież rynek akcji od dawna to właśnie zakłada i dlatego indeksy od dłuższego czasu rosną. Wyraźnie widać, że działania inwestorów cechuje groźna beztroska. Jeśli doda się do tego krańcowe wykupienie techniczne rynku to trzeba się już szykować do przyszłotygodniowej korekty. Na razie jednak obóz niedźwiedzi nie ma nic do powiedzenia.
Po sesji wypowiadał się Michael Moskow, prezes Fed z Chicago. Stwierdził, że ryzyko zbyt dużej inflacji jest większe niż ryzyko zbyt wolnego wzrostu gospodarczego i dlatego też mogą być potrzebne kolejne podwyżki stóp. Na normalnym rynku byłby to wystarczający powód do korekty indeksów, ale na tak rozgrzanym jak teraz może to być równie dobrze zlekceważone. Rynek walutowy na razie zlekceważył to ostrzeżenie, bo dolar w nocy nawet lekko osłabł.
Dzisiaj najważniejszym raportem makroekonomicznym będą dane o wrześniowej sprzedaży detalicznej w USA. Inwestorzy jak zwykle szczególną uwagę zwrócą na dane oczyszczone ze sprzedaży samochodów (uznawana jest za zbyt zmienną). W normalnych warunkach im wyższa jest sprzedaż tym lepiej dla akcji, ale na giełdach ciągle przecież interpretuje się dane na odwrót, więc reakcja wcale nie jest oczywista. Można sobie bowiem wyobrazić, że sprzedaż będzie powyżej oczekiwań, co zwiększy rynkowe stopy procentowe (rentowność obligacji), a to zaszkodzi akcjom i nie pomoże dolarowi. Uważam, że reakcja rynków na ten raport nie jest do przewidzenia.
Pozostałe raporty będą miały zdecydowanie mniejsze znaczenie. Ceny płacona w imporcie (bez ropy) pokażą, czy presja inflacyjna wynikająca z importu jest duża, ale to bardzo rzadko wpływa na zachowanie rynków. Podobnie jest z danymi o zapasach w firmach. Nieco emocji może wywołać publikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za październik), ale wszyscy wiedzą, że nastroje w USA niekoniecznie przekładają się na realne decyzje, więc ten raport może być wykorzystany jedynie jako pretekst.