Nie widać było również reakcji rynku na publikację raportu o listopadowym przeciętnym wynagrodzeniu i zatrudnieniu. Wynagrodzenie wzrosło mniej niż oczekiwano (3,1 proc.), ale zatrudnienie nieco mocniej (3,8 proc.). Dopiero dane o inflacji w USA wzmacniając euro pociągnęły za sobą złotego, ale nie było to nic dramatycznego. Dzisiaj odbędzie się aukcja bonów rocznych, ale nie spodziewam się, żeby miała ona najmniejszy nawet wpływ na zachowanie rynku walutowego. Nadal będziemy podążali za kursem EUR/USD.
Piątek na GPW rozpoczął się od wzrostu WIG20, ale potem rozpoczęła się przecena, która nie miała nic wspólnego z tym, co działo się na rynku walutowym. Zaczął tracić MidWig, któremu już od dawna należała się solidna korekta, pojawili się też jednak (mimo małej już ilości otwartych pozycji na grudniowej serii kontraktów) arbitrażyści zamykający pozycje na kontraktach oraz spółkach z WIG20 i wtedy rynek wpadł w panikę. Spadek indeksu Midwig sięgał chwilami nawet 5,5 procenta. Myślę, że inwestorzy lokujący w tym sektorze przekonali się, co się może stać, kiedy rozpocznie się tam przecena. Po prostu nie ma komu sprzedać akcji.
Popyt szybko opanował sytuację, ale i tak do danych z USA WIG20 tkwił na poziomie 1,5 procent niższym niż czwartkowe zamknięcie. Pod koniec jednak indeksy ruszyły do góry, a kropkę nad i postawił fixing dodając około 40 pkt. do indeksu WIG20 (ponad jeden procent). Mimo sztuczności tego zamknięcia było ono i tak za niskie, bo gdyby nie wygasanie kontraktów to bylibyśmy dużo wyżej. Dziwić mógł gwałtowny spadek kursu Netii podczas fixingu, ale myślę, że była to jakaś pomyłka. Warto było obserwować spółki z WIG20 podczas tej „kontraktowej” przeceny, bo były takie, które traciły stosunkowo niewiele i szybko wracały do sensownych poziomów. Na tych spółkach jest duży i silny popyt, który uważa ceny za bardzo atrakcyjne.
Od dzisiaj bardzo liczę na arbitrażystów. Główną serią jest teraz seria marcowa, a baza na niej nadal utrzymywała się w piątek na poziomie 60 punktów. To jest duża zachęta dla arbitrażu. Napełniający portfele powinien on pomóc WIG20 w przełamaniu oporu na poziomie 3.423 pkt. Jednak sytuacja techniczna MidWig nie jest dobra i obawiam się, że nawet jeśli ten indeks wzrośnie to nie będzie sygnalizowało końca korekty.
Dolar znowu na (korekcyjnej) fali
Piątek rozpoczął się na rynkach finansowych spokojnie. Kurs EUR/USD korekcyjnie rósł, ale trwało to jednak bardzo krótko po czym wrócił do gwałtownych spadków nie czekając nawet na dane makro. Wyglądało to tak, jakby gracze przestali już wierzyć w możliwość przeceny dolara. Osłabienie euro tym bardziej pomagało graczom na europejskim rynku akcji. Dane o listopadowej inflacji w Eurolandzie zahamowały spadek kursu EUR/USD (była wyższa od prognoz -1,9 proc.), a potem decydowali już Amerykanie.
W piątek wszyscy czekali na raport o amerykańskiej inflacji CPI licząc na to, że pokaże on rynkom kierunek. Pokazał, ale nie dokładnie tak, jak można było tego oczekiwać. Okazało się, że zarówno główny miernik inflacji jak i inflacja bazowa nie zmieniły się w stosunku do poprzedniego miesiąca. Oczekiwano wzrostu o 0,2 proc. Inflacja bazowa w skali rocznej wzrosła jednak o 2,6 proc. (oczekiwano wzrostu o 2,7 proc.), więc nadal była dużo większa od 2,0 proc., czyli nieoficjalnego celu Fed. Kurs EUR/USD gwałtownie zaczął po tych danych zyskiwać, ale okazało się, że był to jedynie łabędzie śpiew. Dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego są zazwyczaj przez graczy lekceważone i tym razem też się tak stało. Gracze nie zareagowali również dlatego, że dane były rozbieżne – produkcja nieznacznie wzrosła (0,2 proc.), a oczekiwano, że pozostanie bez zmian, a wykorzystanie potencjału przemysłowego spadło.
W sumie można powiedzieć, że były to dane korzystne dla obligacji i rzeczywiście cena rosła (rentowność spadała). Niespodzianką było jednak zachowanie rynku walutowego. Gwałtowny wzrost kursu EUR/USD zamienił się w jeszcze bardziej gwałtowny spadek. Tłumaczono to odzyskaniem wiary inwestorów w łagodne lądowanie (soft landing) gospodarki amerykańskiej, ale uważam, że takie tłumaczenie jest niewiarogodne. Po prostu dodało się kilka elementów: inflacja bazowa przecież była nadal wysoka, napływ kapitałów do USA był większy niż oczekiwano, a delegacja USA w Chinach pod wodzą sekretarza skarbu Henry Paulsona i szefa Fed Bena Bernanke naciskała na umocnienie juana. To wszystko zahamowało wzrost kursu EUR/USD, a cała reszta, czyli spadek wynikał z gwałtownego zamykania pozycji przez graczy z otwartymi długimi pozycjami (czekających na wzrosty kursu EUR/USD).
Logiczne było zachowanie rynku surowców (oprócz ropy, która kontynuowała wzrostową korektę). Ceny miedzi i złota wyraźnie spadły. Rynek akcji miał problem, ale wynikał on nie z interpretacji danych, ale z tego, że wygasały grudniowe serie instrumentów pochodnych, a poza tym indeksy już w czwartek znacznie wzrosły, więc gracze nie bardzo mili ochotę kupować akcje tylko dlatego, że inflacja jest nieco mniejsza. Sesja zakończyła się neutralnie, co w niczym nie zmienia pozytywnego obrazu rynku.
Dzisiaj w kalendarium nie ma praktycznie niczego, co może w istotny sposób wpłynąć na zachowanie rynków akcji, Dopiero po sesji raport kwartalny opublikuje Oracle, ale to będzie miało wpływ dopiero na sesję wtorkową. Możemy jednak zobaczyć ruchy na rynku walutowym, bo w Eurolandzie zostanie opublikowany październikowy bilans handlu zagranicznego, a w USA deficyt obrotów bieżących za trzeci kwartał. Właśnie ten ostatni raport może trochę poruszyć rynkami. Im wyższy deficyt tym gorzej dla dolara.