Z opublikowanych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że liczba zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw obniżyła się w czerwcu o 12,2 tys. osób i wyniosła 5,28 mln osób.
To o 1,9 proc. mniej niż w czerwcu ubiegłego roku. Ale w maju liczba zatrudnionych obniżyła się o 16,5 tys. osób. A więc liczba osób tracących pracę maleje. Wzrosło za to wynagrodzenie tych, którzy pracę mają.
W maju przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 3193,9 zł, w czerwcu zwiększyło się do 3287,9 zł, czyli o 94 zł. W porównaniu do czerwca poprzedniego roku już tak dobrze nie jest. Co prawda wynagrodzenia są wyższe o 2 proc. niż wówczas, ale w maju były wyższe o 3,8 proc. A jeśli uwzględnić czerwcową inflację, to pracujący zarobili realnie mniej o 1,5 proc.
W grudniu ubiegłego roku w sektorze przedsiębiorstw zatrudnionych było 5,36 mln osób, o 2,3 proc. więcej, niż w grudniu 2007 r. Jeszcze w styczniu 2009 r. zatrudnienie wzrosło o około 14 tys. osób. Spadek zaczął się dopiero w lutym. W maju tego roku zatrudnionych było 5,29 mln, czyli o 68,2 tys. osób mniej niż pod koniec ubiegłego roku. W czerwcu liczba ta była niższa o 80,4 tys. Jak na skalę obecnego spowolnienia gospodarczego, to spadek wciąż jest niewielki, szczególnie jeśli porównać go z tym, co obserwuje się w bardziej rozwiniętych krajach europejskich czy w Stanach Zjednoczonych.
Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w grudniu ubiegłego roku wynosiło 3419,82 zł i było wyższe niż w grudniu 2007 r. o 5,4 proc. W maju 2009 r. wyniosło 3193,9 zł. Było ono wyższe niż w maju 2008 r. o 3,8 proc., ale o prawie 226 zł, czyli o 6,6 proc. niższe niż w grudniu ubiegłego roku. Tempo wzrostu średniego wynagrodzenia liczonego rok do roku obniża się dość dynamicznie. W styczniu 2009 r. było ono o 8,1 proc. wyższe niż w styczniu 2008 r., w maju już tylko o 3,8 proc. większe niż w maju ubiegłego roku. Uwzględniając majową inflację, wynoszącą 3,6 proc., realny wzrost średniego wynagrodzenia wyniósł zaledwie 0,2 proc. W styczniu był na poziomie 5 proc. (styczniowa inflacja wyniosła 3,1 proc.). W czerwcu w przedsiębiorstwach zarabiało się o 2 proc. więcej niż przed rokiem, czyli realnie, po uwzględnieniu wynoszącej 3,5 proc. inflacji, o 1,5 proc. mniej. Ale w liczbach bezwzględnych średnie zarobki w czerwcu były o 94 zł wyższe niż w maju. Zawsze to jakieś pocieszenie.
Z tych danych wynika, że tempo spadku zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw wciąż jest niewielkie. Zagrożenie poważnym wzrostem bezrobocia nie jest więc wysokie. Wynika to stąd, że większość firm już wcześniej dokonało racjonalizacji zatrudnienia i dostosowanie do pogarszających się warunków rynkowych nie jest już tak bardzo potrzebne i bolesne dla pracujących. Dostosowanie to dokonuje się bardziej wyraźnie w sferze wysokości wynagrodzenia. W skali roku zatrudnieni są wciąż na symbolicznym plusie, ale nawet jeśli wziąć pod uwagę niespełna 7 proc. spadek średniego wynagrodzenia w porównaniu do końca ubiegłego roku, „cena” płacona przez zatrudnionych za spowolnienie gospodarcze o skali największej od wielu lat, wciąż nie wydaje się być bardzo wysoka. Choć oczywiście uwzględniając inflację i strukturę wydatków oraz skalę wzrostu cen poszczególnych grup towarów i usług, składających się na ogólny wskaźnik, może wielu Polakom wydawać się dokuczliwa. Z punktu widzenia makroekonomicznego istotne jest, jak silnie się to przełoży na skłonność do zakupów.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance