Niewielkie wzrosty, przerywane okresami nerwowych korekt jakie obserwujemy obecnie – to najbardziej realny scenariusz dla rynku akcji na najbliższe kilka lat. Pytanie nie brzmi więc: „co dalej z tymi akcjami?”, ale: „gdzie szukać wyższych zysków?”.
Wzrost gospodarczy – rachityczny ale jednak wzrost – w środowisku zerowych stóp procentowych powinien nas uchronić przed głęboką przeceną. Na najbliższe dwa lata Bank Światowy prognozuje tempo wzrostu PKB Polski na 3,6%. Oczywiście większość gospodarek rozwiniętych będzie rosnąć znacznie wolniej, ale o globalnej recesji nie ma mowy. Trudno jednocześnie szukać argumentów, które miałyby skłonić inwestorów giełdowych do euforii i wywołać znaczące wzrosty kursów akcji.
Oczywiście rynek akcji jest niezwykle zróżnicowany i wielu osobom profesjonalnie zajmujących się inwestowaniem, uda się wypracować wysokie zyski. Przeciętni inwestorzy uczestniczą jednak w formułach zbiorowego inwestowania (fundusze inwestycyjne, ubezpieczeniowe, OFE), które wiernie śledzą szeroki rynek. Po takim uśrednieniu stóp zwrotu w najlepszym przypadku sięgną one kilkunastu procent rocznie. Nie jest to poziom, o którym marzą inwestorzy – szczególnie jeśli inwestycja obarczona jest ryzykiem wysokiej zmienności. Czy są jeszcze aktywa, które mogą przynieść zyski znacznie wyższe w sposób bardziej przewidywalny? Jednym z nich są nieruchomości.
Wszyscy pamiętamy hossę na rynku mieszkań. Według Centrum Amron średnia cena mieszkania w Warszawie na początku 2006 roku wynosiła 5,1 tys. zł, a dwa lata później już 8,7 tys. zł. Od tego czasu mieszkania tanieją. Jest to powolny spadek, jednak nie ma mowy o gwałtownej i głębokiej przecenie, jaka w tym okresie dotknęła rynek finansowy. To dowód odporności rynku nieruchomości na dekoniunkturę gospodarczą i negatywne emocje rządzące rynkiem finansowym.
Mieszkania dały zrobić swoim właścicielom, jednak wszyscy zgadzają się, że ten segment rynku nieruchomości wzrosty ma już za sobą. Gdzie zatem szukać zysków? Na rynku ziemi. Niestety nie wystarczy kupić działką budowlaną i sprzedać za rok czy dwa. Taka strategia jest jeszcze gorsza niż zakup mieszkania, którego wartość nie wzrośnie, ale przynajmniej pozwoli uzyskać przychody z wynajmu.
Ceny niewielkich działek pod budowę domu w okolicach największych aglomeracji od 2-3 lat utrzymują się na stabilnym poziomie po korekcie, jaka miała miejsce w 2009 r. – Zyski kryją się w ziemi rolnej, którą można przekształcić w ziemię budowlaną. Ten proces jednak wymaga czasu, doświadczenia i sporego kapitału, którego pojedynczy inwestor najczęściej nie posiada – mówi Kuba Karliński z Wealth Solutions-Inwestycje Ziemskie, spółki prowadzącej grupowe Inwestycje w ziemię rolną. Jednak nie wystarczy kupić ziemię rolną gdziekolwiek, ale tam gdzie z uwagi na odległość od dużej aglomeracji i poprawiającą sie komunikację będzie rozwijać sie budownictwo jednorodzinne. – Jako przykład podaje powiat grodziski, gdzie ziemia rolna kosztuje średnio 39 złotych za metr kwadratowy, a budowlana jest przeciętnie 5 razy droższa. – Ta dysproporcja to źródło wysokich zysku dla świadomych inwestorów – mówi Karliński.
Stopy zwrotu na poziomie kilkudziesięciu procent rocznie nadal są możliwe. Należy ich jednak szukać poza nieprzewidywalnym rynkiem finansowym, podatnym na bieżące wydarzenia.
Źródło: Wealth Solutions