Handel elektroniczny ma już kilkunastoletnią historię, a tuż pod jego nosem szybko rośnie młodszy brat – m-commerce. Nadal jednak płacenie za zakupy w sieci, szczególnie na mniejszych ekranach tabletów i smartfonów, bywa procesem skomplikowanym i nieprzyjemnym.
Do tej pory swoją wizję standaryzacji e-płatności przedstawiały z reguły podmioty pozabankowe – agregatorzy jak PayPal i PayU, potentaci IT jak Google i Apple czy organizacje kartowe (chociażby V.me Visa). We Francji jest inaczej – to banki będą chciały grać pierwsze skrzypce.
17 września zaprezentowano inicjatywę Paylib, czyli przymierze BNP Paribas, Societe Generale i La Bankque Postale. Klienci tych banków będą mogli płacić w sieci bez podawania danych karty płatniczej. Proces aktywacji konta jest jednorazowy – polega na wybraniu identyfikatora, hasła oraz wskazaniu domyślnej karty.
Od tego momentu w każdym sklepie internetowym obsługującym Paylib, po sfinalizowaniu zamówienia, płatnik będzie przenoszony na stronę logowania systemu (wyglądającą podobnie na różnych typach urządzeń), gdzie potwierdzać się będzie tylko obciążenie rachunku.
Brzmi znajomo? Nic dziwnego – to właściwie idea rodem z 1999 roku, PayPal po francusku. Tylko, że bankowy. Potencjalny zasięg rozwiązania może budzić szacunek – trzy banki obsługują na lokalnym rynku ponad 23 miliony klientów. Na początek do systemu dołączy ośmiu dużych akceptantów – m.in. sieć Leroy Merlin.
Informację znad Sekwany można potraktować jako ciekawostkę bez znaczenia. Jeśli jednak przyjrzeć się rozwojowi usługi Google Wallet w handlu elektronicznym i mobilnym, a także ostatnim posunięciom Visy i MasterCarda, promującym własne standardy e-portfela (V.me i MasterPass), to można odnieść wrażenie, że idea konta będącego „elektronicznym paszportem” w internecie, gromadzącego m.in. dane potrzebne do dokonywania płatności, przeżywa renesans.
Można postawić hipotezę, że przyczyną rosnącego zainteresowania internetowymi portfelami jest coraz wyraźniejszy wzrost m-commerce. O ile ręczne wpisywanie numeru karty płatniczej było utrudnieniem do przejścia, gdy użytkownik robił zakupy siedząc przed wyposażonym w klawiaturę komputerem, to na urządzeniach mobilnych taki scenariusz jest nie do przyjęcia. Mobilny handel będzie potrzebował prostego rozwiązania – im mniej kroków, mniej wymaganych informacji, tym lepiej. Wygra ten, kto zaoferuje najprostszy proces i największy zasięg. W pewnych niszach, jak np. płatności w aplikacjach („in-app”) prostota obsługi jest atutem nawet większym niż cena usługi, co potwierdza dobitnie rozwój direct carrier billing. Francuskie banki chyba dostrzegają tę szansę i słusznie nie oddają pola konkurentom.