Obraz rynku na warszawskim parkiecie od kilku dni niewiele się zmienia. Spadkowa korekta trwa, a podsyca ją pogarszająca się sytuacja na głównych giełdach europejskich i obawa przed spadkami na Wall Street.
Zaledwie kilkanaście minut warszawskie indeksy zdołały w poniedziałek utrzymać się na poziomie wyższym od piątkowego filungu. Niedźwiedzie szczególnie agresywne były w trakcie pierwszej godziny handlu. Udało się im w tym czasie sprowadzić WIG20 do 2288 punktów, co oznaczało spadek o 1 proc. Jeszcze przed południem skala spadku została nieco zredukowana i indeks największych spółek poruszał się przez większą część dnia w wąskim przedziale od 2295 do 2300 punktów. Przebicie się przez to górne ograniczenie przychodziło mu z dużym trudem i za każdym razem powodowało kontrę podaży. Pozostałe wskaźniki zachowywały się niemal identycznie, jak WIG20. Jedynie w przypadku indeksu średnich firm sytuacja była nieco lepsza. Tracił on przed południem około 0,3 proc.
Wśród największych spółek zmiany kursów początkowo były niewielkie i nie przekraczały kilku dziesiątych procent. Ten stan szybko jednak uległ zmianie. Na plusie przez dłuższy czas trzymały się jedynie akcje Bogdanki i PBG oraz chwilami PZU i Asseco. Liderem spadków była walory JSW, które zniżkowały po południu o prawie 3,5 proc. O ponad 3 proc. w dół szły papiery TVN. Niewiele ustępowały im akcje Tauronu, przeceniane o 2,8 proc. Po około 2 proc. zniżkowały walory Banku Handlowego i PGNiG.
W kiepskich nastrojach handel zaczęli inwestorzy na głównych giełdach europejskich. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie już na otwarciu traciły po 0,5-07 proc. Nawet trzymający się od kilku dni rewelacyjnie londyński FTSE zniżkował rano o 0,6 proc. Z czasem sytuacja jeszcze bardziej się pogarszała. Trudno było zidentyfikować bezpośrednie przyczyny takiego stanu rzeczy. W poniedziałek nie pojawiły się żadne dane makroekonomiczne ani informacje, mogące mieć istotny wpływ na rynki. Wszystko wskazuje na to, że giełdy dojrzały do korekty i właśnie mamy z nią do czynienia. Na naszym kontynencie trudno było doszukać się parkietu, którego indeks szedł w górę. Spadkowiczom liderowały tracące po około 2 proc. indeksy w Helsinkach i Stambule. Na półtorej godziny przed końcem handlu CAC40 zniżkował o 1,3 proc., a DAX tracił 1,7 proc.
Ze wspinaczki na szczyty zrezygnowały też indeksy na Wall Street. Poniedziałkowa sesja zaczęła się tam od spadku o 0,5-0,6 proc. Za oceanem również nie widać było powodów do pogorszenia się nastrojów. Indeks podpisanych umów kupna domów wzrósł w styczniu o 2 proc., prawie dwukrotnie mocniej niż oczekiwano. Na niewiele się to jednak zdało. Wszystko wskazuje na to, że nadszedł czas realizacji zysków po imponującej fali zwyżek.
Nasze byki zaczynają coraz bardziej nerwowo wypatrywać kolejnego poziomu wsparcia. Jeśli na dojrzałych rynkach korekta nabierze rozpędu, można się go spodziewać co najmniej kilkadziesiąt punktów niżej. Końcówka poniedziałkowej sesji upłynęła im na obronie 2300 punktów.
Źródło: Open Finance