W czwartek Europejski Bank Centralny cudu nie dokonał, ale zrobił sporo. Inwestorzy byli rozczarowani. Wszystko wskazuje na to, że podobnie może być ze szczytem Unii Europejskiej.
Reakcja inwestorów na to, co usłyszeli na konferencji po czwartkowym posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego, a raczej na to, czego nie usłyszeli, wydaje się być przesadzona. Daje jednak przedsmak tego, co może dziać się na rynkach po zakończeniu szczytu państw Unii Europejskiej. Nawet w wersji super optymistycznej, czyli przyjęcia przez wszystkie państwa niemiecko-francuskich propozycji dyscyplinujących finanse publiczne, ale bez zastosowania jakiejś finansowej wunderwafe do zażegnania kryzysu, inwestorzy mogliby poczuć się nieco rozczarowani.
Powszechna i natychmiastowa zgoda wszystkich członków wspólnoty na ostre warunki i sankcje za ich nieprzestrzeganie, wariant forsowany przez Niemcy, od początku był mało realny. Same deklaracje krajów unijnych nie byłyby wystarczające i prawdopodobnie czekałaby nas wielomiesięczna procedura uzgadniania i zatwierdzania zmian na szczeblu poszczególnych państw proponowanych rozwiązań.
Czołowi politycy unijni mieli świadomość, że na dalszą zwłokę nie można sobie pozwolić. Wariant którego można było się spodziewać po szczycie z największym prawdopodobieństwem, to podział krajów europejskich na najbardziej zdeterminowaną elitę z jednej strony i outsiderów, którzy znajdą się w poczekalni w roli petentów. I taki jest dotychczasowy stan po pierwszym dniu obrad. Umowy międzyrządowe podpisze 17 państw strefy euro i sześciu śmiałków spoza tego grona, w tym Polska. Jak rynki na taki wariant zareagują, nie sposób przewidzieć. Po czwartkowych spadkach o 2,5 proc. w Paryżu, 2 proc. we Frankfurcie i 1,9 proc. w Londynie, trudno być optymistą. Wrażenie robi także ponad 2 proc. spadek amerykańskiego S&P500. Inwestorzy na Wall Street większą wagę przykładają do tego, co dzieje się w Europie, niż do sytuacji na własnym podwórku, gdzie widoczne są oznaki poprawy, o czym świadczy choćby spadek liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych.
Poranne notowania kontraktów terminowych sugerują pesymistyczny wariant reakcji rynków na wyniki pierwszego dnia szczytu. Początkowo pochodne na wskaźniki amerykańskie oscylowały wokół czwartkowego poziomu, na CAC40 rosły o 0,1 proc., a na DAX o tyle samo spadały. Z czasem spadki notowań kontraktów były już powszechne i przybierały na sile.
W Azji dziś wyraźnie spadkowo i to mimo dobrych danych makroekonomicznych. Nikkei spadł o 1,5 proc., mimo że japońska gospodarka wzrosłą w trzecim kwartale o 5,6 proc., mocniej niż się spodziewano. Na godzinę przed końcem handlu o 0,5 proc. w dół szedł Shanghai B-Share, a Shanghai Composite spadał o 0,8 proc. W Chinach zanotowano spadek inflacji z 5,5 do 4,2 proc. Dynamika produkcji przemysłowej była w listopadzie nieco niższa niż się spodziewano i niższa niż przed miesiącem. Połączenie tych dwóch informacji może wskazywać na hamowanie tamtejszej gospodarki. Dobrą wiadomością był silniejszy niż oczekiwano wzrost sprzedaży detalicznej o 17,3 proc.
Źródło: Open Finance