Dzisiaj światło dziennie ujrzały wstępne odczyty wskaźników PMI dla Chin oraz Europy. Dane choć słabe, to w większości okazały się lepsze od minorowych oczekiwań, co skutkowało lekkim optymizmem. Okazał się on jednak krótkotrwały i ciężko było oczekiwać innego obrotu sprawy.
„Zniszczony” rynek wymaga czasu na naprawę
Rynek doznał ogromnych zniszczeń i ich naprawa musi potrwać trochę czasu. Oczywiście na parkietach zdarzają się różne cuda, ale bardzo rzadko dramatyczny spadek zamienia się w szybki wzrost. Podobnie było w minionym roku, kiedy majowa wyprzedaż wymagała okresu odbudowy zaufania. Teraz tego zaufania jest znacznie mniej, a wielu inwestorów nierzadko po prostu obawia się wejść na rynek, nad którym wciąż ciąży niemały nawis podażowy, który zresztą pojawił się dzisiaj po południu niemalże równocześnie w Warszawie oraz Stambule, gdzie spadki były nawet większe niż na GPW.
Wskaźniki PMI choć słabe to lepsze od oczekiwań
Wcześniej sytuacja prezentowała się znacznie lepiej, gdyż po otwarciu na lekkim minusie indeks warszawskich blue chipów poszybował na północ. Pomagało zachowanie rynków azjatyckich, które ucieszyły się ze wzrostu chińskiego PMI do 49,8 pkt. w sierpniu z 49,3 pkt. miesiąc wcześniej. Analitycy spodziewali się znacznie gorszego odczytu. Podobnie w Europie indeks PMI composite (czyli obejmujący sferę przemysłu oraz usług) pozostał na niezmienionym poziomie 51,1 pkt. wobec prognoz spadku do 50 pkt. Lepiej wyglądają usługi, gdyż przemysł zgodnie z oczekiwaniami znalazł się w okresie dekoniunktury sygnalizowanym spadkiem przemysłowego PMI poniżej poziomu 50 pkt. Tym niemniej w samych Niemczech przemysł wypadł lepiej, gdyż sfera usług zaskoczyła negatywnie. Jak widać Europa pozostaje wyjątkowo zróżnicowana.
Rynek doznał strukturalnej zmiany
Oprócz wskaźników PMI poznaliśmy ponadto odczyt indeksu instytutu ZEW, który bada oczekiwania inwestorów oraz analityków odnośnie do sytuacji gospodarczej Niemiec w okresie najbliższych sześciu miesięcy. Pozostaje on bardzo zmienny, ale dzisiejszy spadek z -15,1 pkt. do zaledwie -37,6 pkt. był zaiste spektakularny. Ów odczyt nie jest tak ważny jak indeks Ifo, ale dobrze obrazuje z jakim środowiskiem mamy obecnie do czynienia. Ostatni spadek to nie była zwykła korekta, ale strukturalna zmiana w dotychczas trwającym cyklicznym wzroście. Czy jedno przez wszystkich oczekiwane wydarzenie w postaci kolejnej pomocy Rezerwy Federalnej jest w stanie odwrócić całą sytuację? Wydaje się to mało prawdopodobne, tak samo jak mało prawdopodobna jest kolejna runda skupu amerykańskich obligacji. Dwie poprzednie przełożyły się w większości na napędzanie rynkowej płynności, a nie realnej koniunktury gospodarczej, więc dlaczego kolejna odsłona ma działać lepiej od poprzednich?
Tracący dolar przejawem wiary w działania Rezerwy Federalnej
Pośród dzisiejszego rynkowego krajobrazu niezmiernie ciekawie wyglądał rynek walutowy oraz surowcowy. Złoto po ustanowieniu o poranku kolejnego rekordu w ciągu dnia traciło na wartości, a inne surowce raczej zyskiwały w ślad za drożejącym euro. Tracący dolar może sygnalizować rosnącą wiarę na kolejne działa Fedu, których oczywiście nie można wykluczyć, ale pytaniem otwartym pozostaje sama reakcja rynku na nie. Chwiejny rynek niestety bardzo ciężko zadowolić, zresztą po południu gorsze nastroje wpłynęły i na sam poziom eurodolara.
Źródło: Millennium Dom Maklerski