Kurs franka szwajcarskiego już tylko niespełna 10 groszy dzieli od rekordu wszech czasów. Dlaczego szwajcarska waluta tak drożeje, czy poziom ten zostanie przebity i co powinni w takiej sytuacji uczynić kredytobiorcy?
Obecna sytuacja w porównaniu z lutym 2009 roku, kiedy frank sięgnął poziomu 3,34 złotego, jest jednak zupełnie inna. Ponad dwa lata temu źródłem siły franka był słaby złoty, który tracił na wartości w stosunku do wszystkich głównych walut. Frank zaś do dolara nieco tracił, a w odniesieniu do euro nieznacznie zyskiwał. W tej chwili sytuacja jest odmienna.
Złoty pozostaje na szczęście w miarę stabilny, natomiast szwajcarska waluta jest rekordowo droga zarówno w stosunku do dolara, jak i do euro. Głównym źródłem siły franka jest to, że waluta ta jest postrzegana jako bardzo bezpieczna, a jednocześnie jest na tyle płynna, by można ulokować w denominowanych w niej instrumentach większe sumy pieniędzy (czego nie da się już powiedzieć np. o skandynawskich koronach).
W porównaniu ze strefą euro, Japonią, Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią Szwajcaria jawi się jako oaza stabilności. Nie trapi ją ani wysokie zadłużenie publiczne, ani inflacja, nie ma też kłopotów ze wzrostem gospodarczym. Dług publiczny w Szwajcarii nie przekracza 40% PKB, inflacja w kwietniu wyniosła 0,3%, a wzrost gospodarczy w tym i w kolejnym roku prognozuje się na poziomie 2%, co jak na jedną z najlepiej rozwiniętych gospodarek świata jest bardzo dobrym wynikiem.
Nic dziwnego więc, że inwestorzy w poszukiwaniu możliwie najbezpieczniejszych lokat, kupują szwajcarskiego franka. W ostatnich tygodniach do jego zalet doszła jeszcze perspektywa szybszego niż się dotąd spodziewano podniesienia przez Szwajcarski Bank Centralny stóp procentowych. Rzeczywiście, wydaje się, że nie ma powodu, by dłużej z tym zwlekać. Gospodarka wróciła na ścieżkę wzrostu, bezrobocie jest niskie (ostatni odczyt to 3,1%), dlaczego więc dalej utrzymywać koszt pieniądza na rekordowo niskim poziomie 25 punktów bazowych?
Za podwyżką stóp już w czerwcu przemawia duży wzrost cen nieruchomości – w Genewie rok do roku było to aż 12%. Szwajcarzy nie chcą wyhodować u siebie niebezpiecznej bańki, której pęknięcie mogłoby zaszkodzić gospodarce, podobnie jak stało się to w ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych i na peryferiach strefy euro. Bank centralny Szwajcarii nie martwi się też bardzo o tamtejszych eksporterów – mimo silnego franka eksport cały czas rośnie. W marcu rok do roku odnotował wzrost o 7,2%.
Co z tego wynika dla zadłużonych we franku kredytobiorców? Na pewno to, że silniejszego franka przyjdzie im znosić dłużej niż na przełomie 2008 i 2009 roku. Frank na pewno nie stanieje w ciągu kilku miesięcy o 50 groszy, jak to miało miejsce, gdy świat wracał do siebie po panice wywołanej kłopotami amerykańskiego sektora bankowego. Chociaż i teraz są pewne powody do optymizmu.
Przede wszystkim jednak kredytobiorcy powinni odpędzić od siebie pomysły związane z przewalutowaniem swoich długów. Decyzja o tym, by zamienić zobowiązanie w walucie obcej na walutę krajową ma sens wtedy, by zrealizować zyski po dużej aprecjacji waluty krajowej. Wartym rozważenia (i ex post oczywiście świetnym) pomysłem mogło być przewalutowanie kredytu wziętego w 2004 roku, gdy frank kosztował 3 złote, cztery lata później po kursie 2 złote za franka.
Jeśli natomiast rozważamy zaciągnięcie nowego kredytu frank jest dobrym wyborem. Szwajcarska waluta w tej chwili przewartościowana jest w stosunku do polskiej o 24%. Zgodnie z prognozą banku Goldman-Sachs kurs równowagi to 2,50 zł za franka. Podstawowe stopy procentowe we frankach są o prawie 4 punkty procentowe niższe niż w złotówkach, przez co, mimo wyższych marż, oprocentowanie kredytów frankowych jest wciąż znacznie niższe niż w złotych.
W długim okresie (a kredyty brane są przecież zwykle na co najmniej 15 lat) powinniśmy więc zarobić i na niższym oprocentowaniu, i na aprecjacji złotego względem franka. Podstawa do tego, by liczyć w długim okresie na umocnienie polskiej waluty jest taka, że choć cel inflacyjny NBP i Banku Szwajcarii kształtuje się na zbliżonym poziomie, to inflacja cen dóbr będących przedmiotem handlu, która decyduje na dłuższą metę o ruchach kursów walut, będzie niższa. Wynika to z tego, że wzrost produktywności w Polsce będzie wyższy niż w Szwajcarii ze względu na to, iż łatwiej jest nadrabiać technologiczne zapóźnienia niż (jak Szwajcarzy) rozwijać nowe technologie.
Jest też pewna podstawa do optymizmu na najbliższe miesiące. Otóż liczba pozytywnych informacji, która napływa ze Szwajcarskiej gospodarki jest tak wielka, że trudno jeszcze wyobrazić sobie coś, co mogłoby się dobrego wydarzyć, a czego już nie dyskontuje wysoki kurs franka. Gdy gracze na rynku walutowym też dojdą do takiego wniosku, na rynku pojawi się korekta, która pozwoli spłacającym kredyty na odzyskanie wiary, że podjęli słuszną decyzję.
Źródło: Wealth Solutions