Ze świata napływają nowe, gorsze od oczekiwań dane, ale giełdowe indeksy wydają się mieć ochotę na powrót w okolicę lokalnych szczytów.
W serwisach informacyjnych w czwartek częściej stawiano pytanie „ile pieniędzy potrzebuje od zagranicznych instytucji stojąca na krawędzi bankructwa Portugalia”, niż czy taka pomoc będzie w ogóle konieczna. Oficjalnie kraj ten nie zgłosił się jeszcze do nikogo z prośbą o ratunek, lecz analitycy i anonimowi informatorzy zbliżeni do sprawy szacują, że może chodzić o środki rzędu 50-70 mld euro (czyli ok. 100 mld USD). Po południu pięcioletnie obligacje Portugalii miały rentowność 8,16 proc., a dziesięcioletnie 7,77 proc.
Do negatywnej atmosfery wokół państw grupy PIIGS w czwartek przyczyniła się również agencja Moodys, która obniżyła ratingi dla 30 hiszpańskich banków. Co ciekawe, degradacją nie objęte zostały największe banki – Santander, BBVA, La Caixa, a w argumentacji tej decyzji czytamy, że rośnie prawdopodobieństwo, że rząd nie będzie w stanie wypisać czeku in blanko dla wszystkich banków. Zatem można powiedzieć, że z jednej strony agencja ratingowa ostrzega inwestorów przed negatywnym scenariuszem dla hiszpańskiego sektora bankowego, a z drugiej sama przyczynia się do niego utrudniając, za pośrednictwem niższych ratingów, dostęp do kapitału mniejszym bankom i puszczając oko do największych, które według Moody’s będą mogły liczyć na wparcie.
Na rynkach akcji przez całą sesję indeksy w Europie utrzymywały się powyżej wczorajszych poziomów. Przed godz. 17. w Grecji i Niemczech obserwowaliśmy blisko dwuprocentowe wzrosty, natomiast na warszawskim parkiecie WIG20 zmagał się z poziomem ok. 2770 pkt., czyli pozostawał na podobnej wysokości, jak w środę. Po optymistycznych danych z amerykańskiego rynku pracy (liczba nowych bezrobotnych spadła o 5 tys. osób do 382 tys.) indeksy z Wall Street rozpoczęły notowania od wzrostów i ok. godz. 17 znajdowały się o ok. 0,7 proc. wyżej niż dzień wcześniej.
Na rynku walutowym euro po południu ruszyło w górę – kurs pary euro-dolar dotarł po kilkunastogodzinnej korekcie wrócił w okolicę 1,42 USD, zupełnie jakby na inwestorach żadnego wrażenia nie robiło zagrożenie bankructwem Portugalii. Po części była to reakcja na wzrost wskaźnika PMI w sektorze usług strefy euro i Niemiec, a po części naturalna kontynuacja silnego trendu wzrostowego. Miesiąc temu euro było warte 1, 37 USD. Złoty korzystał w czwartek z optymizmu inwestorów i odrabiał straty do franka, który potaniał do ok. 3,12 PLN i dolara, za którego płacono 2,83 PLN.
Łukasz Wróbel, Noble Securities
Źródło: Noble Securities SA