Wywiad z Kazimierzem Sedlakiem, doktorem nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorem siedmiu książek dotyczących zarządzania zasobami ludzkimi, twórcą i dyrektorem pierwszej polskiej agencji doradztwa personalnego Sedlak & Sedlak.
Jak ocenia Pan zmiany na polskim rynku pracy w 2009 roku?
Dr Kazimierz Sedlak: Wbrew czarnym scenariuszom stan polskiego rynku pracy w 2009 roku odbieram bardzo pozytywnie, szczególnie gdy porównamy go do innych krajów regionu. Jesteśmy jedynym państwem, które odnotowało wzrost PKB, poziom bezrobocia (8,8% – BAEL, listopad 2009) mamy mniejszy od średniej dla UE (9,5%). Jeżeli porównamy się do krajów byłego bloku wschodniego można nawet powiedzieć, że jesteśmy tygrysami Europy (Łotwa: 22,3%; Estonia: 15,2%; Słowacja: 13,6%). Łotwa, Estonia, Litwa to kraje o dwucyfrowym spadku PKB (odpowiednio: -18%, -18,1%, -13,7%), gwałtownym wzroście bezrobocia (+12,1; +8,7; +8,2 punktu procentowego) i znacznych spadkach wynagrodzeń realnych (-10%, -10%, -8,7%). Przeciwieństwem niech będzie komunikat GUS o 4,4% wzroście średniego wynagrodzenia w porównaniu z rokiem ubiegłym. Oczywiście mieliśmy również wiele problemów. W moim przekonaniu problemy te w większym stopniu wynikały z zaniedbań wcześniejszych lat niż z bieżącej sytuacji ekonomicznej.
Dlaczego Pan tak uważa?
Dr Kazimierz Sedlak: W ciągu ostatnich dwudziestu lat zreformowaliśmy gospodarkę, zapomnieliśmy jednak o reformie rynku pracy. Polski rynek pracy jest mało elastyczny i wymaga szybkich zmian. Przykładem niech będzie jeden z najniższych w Europie wskaźników zatrudnienia osób w wieku produkcyjnym. Średnia dla Europy to 65,9% a dla Polski tylko 50,9%. Mamy, związany z tym, najniższy w Europie wiek rezygnacji z pracy zawodowej. W Polsce przestajemy pracować w wieku 59 lat, a w Szwecji: 63,9 lat. Patrząc tylko na te dane można stwierdzić, że żyjemy w bardzo bogatym kraju, który stać na to, aby jego obywatele nie pracowali. Jest to jedno z największych zaniechań wszystkich rządów. Jest to również marnowanie olbrzymiego potencjału społecznego. Praca to bardzo ważny element życia społecznego i państwo powinno zachęcać, a nie zniechęcać do jej podejmowania.
Na czym powinna polegać elastyczność?
Dr Kazimierz Sedlak: Zacznę od dwóch prostych przykładów. W 2010 roku Polska zajęła 71 miejsce w rankingu wolności gospodarczej, a 105 pod względem wolności dla biznesu. Oznacza to również brak wolności na rynku pracy.
Drugi przykład. Dwa lata temu wszyscy mówili, że w Polsce mamy do czynienia rynkiem pracownika, w 2009 roku z kolei mówiło się o rynku pracodawcy. Dla mnie jest to przejaw patologii rynku pracy. Jeżeli żyjemy w kraju z gospodarką wolnorynkową, to na rynku pracy powinna panować względną równowaga. Zdrowy rynek pracy to taki, na którym pracownik i pracodawca są partnerami i mają równe prawa. Partnerstwo to swoboda wyboru i zasada równych szans. Partnerstwo to również ryzyko i tu państwo powinno wypracować mechanizmy minimalizujące go, szczególnie w przypadku najuboższych grup społecznych.
Niestety elastyczność nie dotyczy tylko polityki państwa czy regulacji prawnych. Elastyczność dotyczy również pracowników. Współczesny rynek pracy to rynek szybkich zmian, wystarczy porównać to, co się działo w roku 2008 z wydarzeniami 2009 roku. Musimy więc zaakceptować fakt, że nasza wiedza i umiejętności szybko się dezaktualizują i trzeba je ciągle doskonalić. Musimy nauczyć się mobilności, przywyknąć do tego, że statystycznie co kilka lat będziemy zmieniać pracę. Często będzie również związane to ze zmianą zawodu. Jeżeli chcemy czuć się bezpiecznie, najlepiej posiadać umiejętności pozwalające znaleźć pracę w kilku zawodach. Mamy wysokie aspiracje płacowe i jeżeli chcemy je realizować w sposób partnerski, to muszą być one powiązane ze stałym doskonaleniem kompetencji zawodowych. Wynagrodzenia powinny być również powiązane z wydajnością pracy. Powinniśmy więc pamiętać i nauczyć się, że nasze płace nie będą tylko rosły, ale mogą się też zmniejszyć w przypadku trudnej sytuacji na rynku.
A co z osobami trwale bezrobotnymi i żyjącymi na skraju ubóstwa?
Dr Kazimierz Sedlak: Elastyczność rynku pracy musi być powiązana z zapewnieniem bezpieczeństwa wszystkim, również i tym co gorzej sobie radzą. To jest kolejny ważny problem, który powinien zostać uregulowany w ramach reformy. W tej chwili w Polsce sam fakt bezrobocia nie jest tak istotny jak to, że w tej grupie bardzo dużo osób jest długotrwale bezrobotnych, stanowią oni 40,6% ogółu zarejestrowanych bezrobotnych. Oznacza to, że rynek pracy ich nie chce i to jest poważny problem do rozwiązania. Niestety nie wygląda na to, aby nasze władze podejmowały zdecydowane działania w tym kierunku.
Co poradziłby Pan osobom, które w ostatnich miesiącach straciły pracę?
Dr Kazimierz Sedlak: Utrata pracy to jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu każdego z nas. Dla wielu ludzi wiąże się z to z pogorszeniem sytuacji materialnej. Pamiętajmy jednak, że jest to również szansa poprawienia swojej sytuacji na rynku pracy. W tej chwili w Polsce realizowane są liczne programy unijne związane z rozwojem kapitału ludzkiego. Różne instytucje organizują liczne szkolenia doskonalące umiejętności zawodowe czy pozwalające na przekwalifikowanie i nabycie kompetencji poszukiwanych przez pracodawców. Szkoda jedynie, że wśród nich brakuje szkoleń doskonalących praktyczne umiejętności techniczne.
Kolejnym paradoksem polskiego rynku pracy jest również to, że jesteśmy krajem o gwałtownie rosnącej liczbie obywateli z wyższym wykształceniem i równocześnie mamy jeden z najniższych wskaźników tzw. „kształcenia ustawicznego” czyli tego, co jest bardzo ważne w dostosowaniu swoich umiejętności do zmieniających się wymogów rynku pracy.
A jakie zmiany będą zachodzić na rynku pracy?
Dr Kazimierz Sedlak: Jeżeli poważnie potraktujemy zobowiązania wynikające z Strategii Lizbońskiej, to w ciągu najbliższych lat w naszym kraju powinna zostać dokonana rewolucja na rynku pracy. Strategia Lizbońska zakłada budowanie gospodarki opartej na wiedzy, a to oznacza konieczność tworzenia nowych miejsc pracy w obszarze wysokich technologii. W tym sektorze powinno pracować 15% zatrudnionych, a Polsce jest to niecałe 10%. Strategia Lizbońska zakłada również, że w 2010 roku średnia stopa zatrudnienia w UE będzie wynosić 70%, a w Polsce jest to zaledwie 50,9%. Jeżeli więc faktycznie chcemy mieć nowoczesny rynek pracy, to najlepszym rozwiązaniem będzie tworzenie nowych miejsc pracy, a nie tylko walka z bezrobociem. Niestety 2010 rok to rok wyborów prezydenckich i prawdopodobnie populizm rządzących sprawi, że zmarnujemy kolejne 12 miesięcy.
Kogo będą poszukiwali pracodawcy w 2010 roku? Za jakie umiejętności będą gotowi słono zapłacić?
Dr Kazimierz Sedlak: Jest to pytanie, które zawsze prowokuje mnie do udzielania przekornej odpowiedzi. Niezależnie od branży i zawodu, mało wydajni i niesolidni pracownicy zawsze powinni czuć się zagrożeni zwolnieniami, a dobrzy zawsze sobie poradzą i będą poszukiwani na rynku pracy. Przykładowo z europejskiego badania przedsiębiorstw przeprowadzonego w 2009 roku wynika, że mimo kryzysu 36% przedsiębiorstw miało problemy ze znalezieniem wykwalifikowanego personelu, a 10% ma problemy z ich zatrzymaniem.
Jeżeli popatrzymy na pytanie z punktu widzenia struktury zatrudnienia, to na pewno w Polsce będzie wzrastać liczba specjalistów, szczególnie z wykształceniem technicznym, a zmniejszać się liczba pracowników wykonujących prace proste. Nadal powinno się zmniejszać zatrudnienie w rolnictwie i zwiększać w sektorze usług.
Pamiętajmy, że mimo bezrobocia w firmach zawsze brakuje wysokiej klasy specjalistów. W ciągu najbliższych lat na pewno wzrośnie zapotrzebowanie na elektroników, informatyków, budowniczych dróg i specjalistów od usług związanych z poprawą jakości ludzkiego życia.
Proszę jednak pamiętać, że przyszłość jest niemożliwa do przewidzenia. Bardzo trafnie ujął to amerykański ekonomista J.K. Galbraith stwierdzając, że „Przy prognozach ekonomistów astrologia wydaje się godną szacunku nauką”.
Dziękujemy za rozmowę
Źródło: rynekpracy.pl