Niepowodzenie prywatyzacji Enei to sygnał ostrzegawczy dla rządu. Można oczywiście zakładać, że drugie podejście skończy się sukcesem, ale z tegorocznych prywatyzacji prawdopodobnie zaledwie co czwarta zakończy się sukcesem. To niezbyt dobrze wróży założeniom o ratowaniu budżetu dochodami z prywatyzacji.
Planowane wielkie prywatyzacje w przyszłym roku miały przynieść budżetowi blisko 28,5 mld zł. Sprzedaż państwowych „sreber rodowych” miała być doraźnym lekarstwem na olbrzymią dziurę budżetową. Widać jednak, że obecna sytuacja na rynkach nie sprzyja uzyskiwaniu wysokich wycen akcji prywatyzowanych spółek, co w konsekwencji może zablokować cały proces prywatyzacji. Minister Rostowski co prawda zarzeka się, że opóźnienie w prywatyzacji nie zagrozi budżetowi, ale tego dziś tak do końca przecież nie wiadomo. Zakładając negatywny scenariusz, czyli brak ożywienia gospodarczego i brak wzrostu dochodów podatkowych cała historia szybko może zmienić się w sytuację podbramkową. Rząd jak na razie nie jest jeszcze tak naprawdę pod ścianą, ale można spodziewać się gry potencjalnych inwestorów na zaniżanie wycen z uwagi na przymusową pozycję Skarbu Państwa w kontekście przyszłorocznego budżetu. Brak dochodów z prywatyzacji spowoduje, że rząd ratując finanse publiczne być może zostanie zmuszony do jeszcze bardziej drastycznego zmniejszania wydatków.
Pozytywnym scenariuszem byłoby włączenie się w proces prywatyzacji nowych graczy, co jest całkiem realne. Dzięki temu zyskałyby i budżet, ale i prywatyzowane przedsiębiorstwa. W przypadku Enei mogą pojawić się obok RWE inni kandydaci, pytanie tylko czy w obecnej sytuacji gospodarczej na świecie w ogóle są takie szanse. Skarb Państwa jest dziś w dość trudnej sytuacji, praktycznie zdany na czynniki zewnętrzne. Założenie jest proste – dotrwać do ożywienia gospodarczego na świecie. Planu alternatywnego nie ma. Co jednak w sytuacji, gdy oczekiwane ożywienie będzie jedynie preludium do kolejnej fazy kryzysu. W takiej sytuacji wymuszony zostanie już jedynie plan gwałtownego ciecia wydatków, a to z punktu widzenia gospodarki i dalszych perspektyw (powyborczych) będzie katastrofą. Zbliżający się rok politycznie nie wróży dobrze poszukiwaniu lepszych alternatyw, co w konsekwencji niestety i tak obciąży kieszenie podatników.
Bogusław Półtorak
Źródło: Bankier.pl