Amerykańskie byki miały w czwartek przed sesją nadal doskonałą passę. Opublikowany wynik przez JP Morgan Chase był zadziwiająco dobry. Stanowczo zbyt dobry. Zysk pochodził przede wszystkim z bankowości inwestycyjnej, a straty były (i będą, co bank zapowiedział) na normalnej działalności kredytowej.
Postaje postawić pytanie: ile w tych wynikach jest sztuczek księgowych i wpływu lutowej decyzji FASB (można aktywa wyceniać nie według cen rynkowych, a według wyliczeń teoretycznych). Nie podobają mi się te wyniki. Rynek jednak udawał, że tego nie widzi, mimo tego, że w telewizjach biznesowych takie jak moje wątpliwości się pojawiały. Cena akcji JP Morgan Chase nie tylko nie chciała rosnąć. To nie może dziwić. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że bank jest stanowczo zbyt drogi. Wskaźnik C/Z powyżej 60 w sektorze bankowym jest przynajmniej 4 razy za wysoki.
Jednak dane makro też w dużej mierze pomagały bykom. Dane o tygodniowej zmianie na rynku pracy okazały się być znacznie lepsze od oczekiwań. Złożono 522 tysiące wniosków o zasiłki, a ogólna ilość Amerykanów przebywających na zasiłkach spadła (zapewne dlatego, że część już nie ma prawa do ich pobierania). Cieszono się też z tego, że nieoczekiwanie wzrósł do poziomu 17 pkt. (najwyższego od 10 miesięcy) publikowany przez NAHB indeks rynku nieruchomości. Martwić mogło jednak to, że dziesiąty raz z kolei spadł indeks Fed z Filadelfii (z – 2,2 na – 7,5 pkt.). Spadku jednak oczekiwano (nie w tej skali), co zmniejszyło negatywny wpływ na nastroje. Raport o przepływach kapitałów do USA nigdy nie wzbudza emocji i tym razem też tak było, ale odnotujmy, że wypłynęło 66,6 mld USD.
Rynek akcji miał problem. Niezłe dane, dobre wyniki, więc należało kupować akcje. Jednak sprawa ewentualnej upadłości CIT Group (ponad stuletnia firma pożyczkowa) oraz bliskość potężnego oporu technicznego hamowały zapał kupujących. Dlatego też przez bardzo długi czas indeksy krążyły wokół poziomu środowego zamknięcia. Dużo lepiej zachowywał się NASDAQ, bo nie był obciążony spadkami cen akcji firm sektora finansowego. Na dwie godziny przed końcem sesji byki zaatakowały. Można chyba powiedzieć, że pretekstem do tego ataku była publikacja indeksu NAHB. Pomogło też odbicie na rynku ropy. Rękę przyłożył również Nouriel Roubini (bardzo dotąd „niedźwiedzi”) twierdząc, że recesja skończy się w tym roku. Indeksy zakończyły sesję umiarkowanymi wzrostami, ale NASDAQ już naruszył szczyt z czerwca, a S&P 500 zbliżył się bardzo (brakuje 5 pkt.) do oporu na 945 pkt. Rynek jest tak silny, że trudno sobie wyobrazić, żeby opór nie padł. Widziałem już jednak wiele takich sytuacji, które „muszą się tak i tak zakończyć”, a kończyły się inaczej. Piątkowa sesja zadecyduje, ale przed nią byki mają zdecydowaną przewagę.
GPW rozpoczęła sesję od spadku indeksów, niereagując na duże wzrosty w USA. Nie było w tym nic dziwnego, bo podobnie rozpoczęły sesję inne giełdy. Bardzo szybko jednak na nich właśnie sytuacja bardzo się poprawiła, indeksy rosły, a to doprowadziło i u nas do powrotu WIG20 do poziomu środowego zamknięcia. Potem indeks zaczął się powoli osuwać, ale bez specjalnego przekonania. Czekano na nowe impulsy. Po publikacji raportu JP Morgan WIG20 zaatakował opór na poziomie 1.920 pkt., ale nie był to atak przekonujący. Dopiero po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy indeks po raz drugi zaatakował opór. Nic z tego jednak nie wyszło. W końcu sesji podaż zawróciła indeks spod oporu i sesja zakończyła się neutralnie. Takie uspokojenie bardzo się rynkowi przyda. Dzisiaj będziemy czekali na kolejne raporty kwartalne największych amerykańskich spółek – mogą rynek poprowadzić bardzo mocno i w dowolnym kierunku.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi