Oto przykład: na kolację dla dwóch osób na greckich wyspach trzeba wydać ok. 30 euro, za dwa leżaki z parasolem 6 euro. Para, która na wczasach jest teraz, tylko za te usługi płaci więc mniej o ok. 10 zł.
Oprócz rynku walutowego wczoraj optymizmem powiało również na giełdzie. Eksperci są zdania, że złoty do końca roku powinien pozostać mocny, natomiast o losach giełdy przesądzą dane ze spółek i gospodarek po trzech kwartałach. Inwestorzy są na razie w dobrych nastrojach. Wczoraj WIG20, czyli indeks największych spółek, chwilami przekraczał barierę 1900 pkt, by ostatecznie zakończyć sesję wzrostem 2,46 proc. Natomiast indeks WIG był na plusie 2,1 proc. Kupujących akcje nie zniechęcają spadki zysków pierwszych spółek, które ujawniły wyniki finansowe.
– Inwestorzy spodziewali się, że wyniki spółek po pierwszym półroczu mogą być gorsze niż w 2008 r., bo wtedy nie mieliśmy kryzysu w pełnej odsłonie – mówi Krzysztof Stępień, główny ekonomista Expandera. – Kluczowe dla giełdy okażą się październik i listopad, gdyż wówczas będzie można już porównać, jak radzą sobie spółki w rok od wybuchu apogeum kryzysu – podkreśla Stępień.
Jak wynika z badań Pentora, na razie wzrost popytu na akcje odnotowało 8 proc. instytucji finansowych, zaś 21 proc. spodziewa się go w najbliższych tygodniach. Dzięki wzrostom na giełdzie trwającym z niewielkimi przerwami od marca również 24 proc. bankowców oczekuje powrotu klientów do bardziej agresywnych funduszy inwestycyjnych.
Jednak dla zdecydowanie większej grupy klientów banków o wiele ważniejsze są notowania złotego. Kilkaset tysięcy osób ma bowiem różnego rodzaju kredyty w walutach, w tym ten najważniejszy – hipoteczny. Jak na razie złoty rośnie w siłę. Wczoraj za franka płacono 2,82 zł. Ostatnio tak tanio było w połowie kwietnia. Zdaniem analityków do końca roku złoty powinien się umacniać, bo minął już najgorszy etap kryzysu na rynkach finansowych, zaś inwestorzy powracają do naszego regionu i coraz chętniej kupują złotego. – Do końca roku za jedno euro powinniśmy płacić cztery złote – przewiduje Piotr Kuczyński, główny analityk firmy Xelion. Jeśli ta prognoza się spełni, to z ulgą odetchną wszyscy spłacający kredyty we frankach, bowiem wraz z euro powinny też spaść notowania szwajcarskiej waluty do poziomu 2,5 zł. Natomiast dolar, od którego zależy m.in. cena paliw na stacjach, spadnie zdaniem Kuczyńskiego do 2,75 zł.
Bankowcy są mniej optymistyczni, choć i oni obniżyli prognozy. Uważają, że za euro w grudniu trzeba będzie zapłacić 4,29 zł. W czerwcu zakładali, że euro na koniec roku będzie o 6 gr droższe. Natomiast za dolara mamy płacić 3,18 zł, gdy miesiąc wcześniej prognozowali kurs na poziomie 3,23 zł.
Tempo wzrostu siły złotego będzie też zależało od wyników naszej gospodarki. – Do dalszego umacniania się naszej waluty brakuje na razie twardych danych świadczących o symptomach poprawy kondycji w polskiej gospodarce – mówi Jan Mazurek, główny analityk Investors TFI.
Obecnie dużo większe znaczenie dla kondycji złotego mają wypowiedzi rządzących niż statystka. Wczoraj złotemu sprzyjała wypowiedź ministra finansów Jacka Rostowskiego, który stwierdził, że sytuacja na rynku walutowym uspokoiła się. Zasugerował nawet, że w tej sytuacji Polska jeszcze w tym roku wejdzie do przedsionka strefy euro, czyli tzw. ERM2.
Ale mimo ostatnich wzrostów notowań złotemu nadal daleko do rekordowych poziomów, jakie bił latem ubiegłego roku. Kurs dolara oraz franka spadł wówczas do ok. 2 zł, zaś za euro płacono poniżej 3,3o zł. Analitycy są zgodni, że taka sytuacja nieprędko, jeśli w ogóle, się powtórzy.