W środę amerykańskie byki miały jedno zadanie: nie pozwolić, żeby wtorkowe, bardzo słabo uzasadnione, wzrosty zamieniły się w wyprzedaż. Optymalne byłoby, gdyby udało się doprowadzić do kolejnego wzrostu indeksów, ale to zadanie okazało się być ponad siły byków. Walka o niedopuszczenie do wyprzedaży miała szansę zakończyć się umiarkowanym powodzeniem, ale i tu byki okazały się być słabe.
Bykom niespecjalnie pomogły publikowane w środę dane makro. Sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła co prawda o 2,9 proc., czyli więcej niż oczekiwano, ale mediana cenowa spadła w stosunku do zeszłego roku o 15,4 procent (drugi co do wielkości spadek w historii tych danych), a ilość niesprzedanych domów wzrosła (przy obecnej dynamice sprzedaży potrzeba 8,8 miesiąca, żeby wszystko sprzedać). Poza tym publikowany przez Office of Federal Housing Enterprise Oversight (OFHEO) raport o cenach domów pokazał, że ceny domów jednorodzinnych w okresie 12 miesięcy (do marca 2009) spadły o 7,3 proc. Można powiedzieć, że gracze te dane zlekceważyli.
Interesujące rzeczy działy się na rynku obligacji. Wydawałoby się, że z powodzeniem przeprowadzona aukcja obligacji pięcioletnich (35 mld USD) podniesie ceny obligacji, a tymczasem okazało się, że całkowicie się one załamały. Rentowność odnośnika, czyli obligacji dziesięcioletnich gwałtownie wzrosła. Nie miało to tym razem nic wspólnego z ratingiem USA. Wręcz przeciwnie, agencja ratingowa Moody’s zapewniła, że nawet znaczne zwiększenie zadłużenia przez USA nie spowoduje straty przez nie ratingu AAA. Nic dziwnego – kto by się odważył go obniżyć? Ceny obligacji spadały przede wszystkim dlatego, że gracze uświadomili sobie, że rynek jest zalewany ofertami długu rządowego. W czwartek rząd USA przeprowadzi trzecią akcję w tym tygodniu – tym razem będzie sprzedawał obligacje 7-letnie (26 mld USD). Wzrost rentowności obligacji (rynkowych stóp procentowych) będzie szkodził zarówno rynkowi nieruchomości jak i całej gospodarce.
Na rynek akcji umiarkowanie negatywnie działała informacja o prawie pewnym bankructwie GM (udanie się pod ochronę paragrafu 11) – gracze się już z tą myślą oswoili. Szkodziło również wyemitowane przez Monsanto (produkcja nasion) ostrzeżenie o możliwym spadku zysku. Sektor bankowy cierpiał z powodu informacji podanej przez FDIC. Jej szefowa poinformowała, że 305 amerykańskich banków (220 mld USD w aktywach) znalazło się w kategorii: „problematyczny pożyczkodawca”. To mniejsze banki, ale jednak ta informacja nastrojów nie poprawiała.
Indeksy giełdowe od początku dnia zachowywały się nieciekawie. Owszem, NASDAQ rósł, ale S&P 500, indeks szerokiego rynku, trzymała się blisko poziomu wtorkowego zamknięcia. Po załamaniu na rynku obligacji wszystkie indeksy błyskawicznie zabarwiły się na czerwono. Potem już było tylko gorzej. Byki tę batalię przegrały, ale sygnał sprzedaży nie pojawił się. Można tylko powiedzieć, że wtorkowe zwyżki poszły w zapomnienie, a gracze mają następnego straszaka: rynek obligacji, w który będą się teraz bardzo wpatrywali.
GPW rozpoczęła środową sesję zgodnie z oczekiwaniem: ponad dwuprocentowym wzrostem WIG20. Najmocniejsze były spółki surowcowe (szczególnie PKN i Lotos). Sektor bankowy nie ucierpiał na wprowadzeniu przez agencję ratingowa Moody’s naszych największych banków na listę obserwacyjną. Faktem jest jednak, że wzrosty cen akcji bankowych były nieduże. Prawie natychmiast na rynku zapanował marazm połączony z osuwaniem się indeksów, ale przed południem poprawa nastrojów na giełdach europejskich zaczęła i u nas pomagać bykom. Doprowadziło to jednak tylko i wyłącznie do marazmu w okolicach 1.840 pkt.
Nie dało się zaobserwować żadnego wpływu na rynek decyzji RPP. Obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej uwolni sporą część bankowych zasobów i pomoże w zwiększeniu akcji kredytowej. To spory plus dla banków. Kursy banków jednak po tej decyzji ledwo drgnęły. Po pobudce w USA sytuacja na rynkach europejskich nie zmieniła się ani na jotę, ale nasz rynek ruszył na północ. Oczywiście byki walczyły przede wszystkim za pomocą zleceń koszykowych. Nie odniosły sukcesu, WIG20 znowu wrócił do męczącej stabilizacji. Około 15.00, kiedy to kontrakty na amerykańskie indeksy ruszyły na północ, byki spróbowały jeszcze raz, ale fixing dał bykom po głowie i WIG20 karnie wrócił do poziomu poprzedniej stabilizacji kończąc dzień wzrostem o dwa procent. Podkreślić trzeba, że znowu obrót podczas zwyżki był duży – wyraźnie większy niż podczas zniżek. To jedyny plus dla byków.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi