Wczorajsza sesja na warszawskim parkiecie rozpoczęła się trzyprocentowymi spadkami. Była to konsekwencja przeceny na Wall Street, której nasz rynek jeszcze nie zdyskontował. Giełdy zachodnioeuropejskie zachowywały się pod tym względem o wiele lepiej, gdyż silnie spadały już we wtorek.
Ta wymierna stabilność notowań za naszą zachodnią granicą ośmielała polskie byki do działania. Nieśmiałe wzrosty trwały jednak tylko przez pierwszą połowę dnia, gdyż po południu to podaż była stroną przeważającą. Ostatecznie WIG20 spadł o 2,5 proc. Zdecydowanie lepiej zachowywały się indeksy małych i średnich spółek. Widać, że zapomniany ostatnio segment wyczerpuje swój potencjał spadkowy wraz z kurczącą się podażą. Niestety popytu również brak, więc dalsze losy niegdyś tak popularnych spółek są nadal niepewne.
Ważnych danych makroekonomicznych nie poznaliśmy. Ucieszył jedynie najmniejszy od 6 lat deficyt handlowy w USA. Za spadek wartości importu odpowiadała w większości taniejąca ropa, więc przy słabości eksportu wydźwięk raportu nie był aż tak pozytywny jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Ze spółek dalej dochodzą niepokojące wieści. Po rekordowej stracie zanotowanej we wtorek przez UBS, wczoraj Credit Suisse pochwalił się równie złymi wynikami. Zła zewnętrzna sytuacja w coraz większym stopniu przekłada się na nasze spółki, które coraz bardziej ograniczają koszty. W środę Kredyt Bank poinformował o zwolnieniach, a Lotos o zawieszeniu części inwestycji.
Notowania za oceanem rozpoczęły się kolorem zielonym i przez większość dnia dominowały wzrosty. Pomogły uwagi o przesadzonej reakcji na słowa Geithnera. Ponadto dalsza przecena bardzo by popsuła obraz rynku, który do mocnych i tak nie należy. Względna stabilność nie przeszkadza w kreśleniu negatywnych scenariuszy przez kolejne osoby. Wczoraj Jim Rogers przyznał, że w plan pomocowy nie wierzy i liczy na kontynuację spadków. Podobnie w odniesieniu do spółek sektora finansowego odnosił się strateg Bank of America Richard Bernstein. Ostatecznie wygrały jednak siły popytowe i główne indeksy nieznacznie wzrosły. Po części było to pokłosiem zgody obu izb Kongresu co do planu stymulującego gospodarkę. Wyniesie on 789 mld dolarów i jeszcze w tym tygodniu ma zostać podpisany przez prezydenta.
Wczoraj na Kapitol zjechało 8 prezesów banków, które jako pierwsze dostały pomoc z TARP. Odpowiadali na trudne pytania niezbyt miłych kongresmanów, którzy zarzucają im niewykorzystywanie środków podatników do zwiększania akcji kredytowej. Banki nazywano jednostkami sponsorowanymi przez podatników. Jednak taka sytuacja dziwić nikogo nie powinna, gdyż w okresie recesji banki ograniczają udzielanie pożyczek, a gospodarkę można zasilać w kredyty pomijając tradycyjny system bankowy, co proponuje zresztą szanowany noblista Joseph Stiglitz.
Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi