Komentarz poranny Piotra Kuczyńskiego, Głównego Analityka Xelion. Doradcy Finansowi.
W USA we wtorek kalendarium znowu było prawie puste. Jedynym istotnym raportem był listopadowy bilans handlu zagranicznego. Minęły już czasy, kiedy miał on duży wpływ na rynek walutowy, ale tym razem bardzo pomógł dolarowi. Deficyt spadł w listopadzie do poziomu 40,44 mld USD (o 29 procent – najmocniej od 12 lat).
Oczekiwano spadku, ale tylko o około 11 procent. Powodem spadku deficytu był duży spadek importu (o 12 procent, do najniższego poziomu od 3 lat). Na ten spadek wpłynęła przede wszystkim taniejąca ropa, ale również to, że generalnie Amerykanie kupowali po prostu mniej. Niestety, była też bardzo zła informacja: eksport spadł aż o 5,8 procent. Trzeba pamiętać, że umacniający się dolar jeszcze bardziej utrudni życie eksporterom.
Przed rozpoczęciem sesji pojawił się Ben Bernanke, szef Fed. Jego wystąpienie można było interpretować na dwa różne sposoby. Niedźwiedzie ucieszyły się, bo Bernanke powiedział, że czas, w którym pojawi się znowu ożywienie gospodarcze oraz jego siła są bardzo trudne do prognozowania. Powiedział też, że same bodźce fiskalne nie wyprowadzą gospodarki na czyste wody. Według szefa Fed rząd będzie musiał kupować „trujące” aktywa lub/i udzielać wielu gwarancji sektorowi finansowemu, żeby doprowadzić do ożywienia gospodarki. Bykom z pewnością spodobało się zapewnienie, że mimo sprowadzenia stóp procentowych do zerowego poziomu Fed ma mnóstwo narzędzi, których może użyć do zwalczanie kryzysu. Zapewne chodzi po prostu o zalewania rynku pieniądzem.
Słowa szefa Fed pomagały sektorowi finansowemu. Skoro zachęca do wykupu „trujących aktywów” to gracze zakładają, że rząd to rzeczywiście zrobi. Spadała jednak o 7 procent cena akcji Alcoa, która w poniedziałek po sesji opublikowała raport kwartalny. O złych nastrojach panujących na rynku świadczy to, że gracze skupili się na większej od oczekiwań stracie, a nie na dużo większych przychodach. Spadała też cena akcji General Electric, bo analitycy Barclays twierdzą, że zysk czwartego kwartału będzie w dolnej granicy oczekiwań.
Indeksy na rynku akcji usiłowały z początku odbijać, chociaż było to odbicie niewielkie. W połowie sesji zaczęły się osuwać i na dwie godziny przed jej końcem były już solidnie zanurzone w obszarze ujemnych wartości. Wtedy to Wall Street Journal poinformował na swojej stronie internetowej, że Citigroup niedługo ogłosi poważny plan restrukturyzacji firmy. Ta informacja podniosła ceny akcji spółki i pomogła całemu rynkowi. Indeksy szybko zabarwiły się na zielono, ale trwało to tylko kilkanaście minut i znowu zaczęły spadać. Taka szamotanina trwała całą godzinę i skończyła się na niczym, czyli na kosmetycznym wzroście indeksów. To oczywiście nie ma najmniejszego znaczenia prognostycznego.
GPW we wtorek nie tylko rozpoczęła sesję od spadku, ale do tego był to bardzo gwałtowny spadek. Już po 2 godzinach handlu WIG20 spadał 3 procent i tam ugrzązł na długie godziny. Nie wyróżniał się tym zbytnio na tyle innych giełd europejskich, chociaż skala spadku była jednak większa. Wystarczyły dwa ciosy, żeby indeksy spadały. Pierwszym była informacja z Chin. Okazało się, że w grudniu chiński eksport spadł najmocniej od prawie 10 lat (2,8 proc.). Informacja ta doprowadziła do kontynuacji przeceny surowców i szkodziła indeksom giełdowym. Nic dziwnego, bo prawdopodobieństwo globalnej recesji szybko rośnie. Drugim ciosem było umieszczenie przez agencję ratingową Standar & Poor’s ratingu hiszpańskiego długu na negatywnej liście obserwacyjnej. W piątek takie ostrzeżenia dostały Grecja i Irlandia. Nic dziwnego, że wpłynęło to na nastroje w całej Unii. U nas widać było jak sprzedają ci gracze, którzy wcześniej kupowali akcje z nadzieją na przełamanie poziomu 1.900 pkt. Tak często mszczą się zawiedzione nadzieje. Najgorsze było to, że wyraźnie rósł obrót, a najsłabszym sektorem był wcale nie surowcowy, a bankowy. To bardzo źle wróży rynkowi.
Po wystąpieniu szefa Fed i publikacji bilansu handlowego USA indeksy zaczęły odbijać, ale nie wiązałbym tego z tymi dwoma wydarzeniami. Na innych giełdach europejskich reakcja była prawie żadna. Po prostu u nas popyt chciał oddalić WIG20 od dolnego ograniczenia trójkąta. Tempo zmniejszania skali spadków było zaiste ekspresowe. Na pół godziny przed końcem sesji WIG20 spadał już tylko jeden procent. Co prawda zakończył dzień spadkiem o 1,4 procent, ale było to tylko 50 procent maksymalnego spadku. Ta sesja ostrzega i przypomina, że mały (mimo wzrostu) obrót sprzyja dzikim ruchom indeksów.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi