WYDARZENIE DNIA
Sprzedaż detaliczna spadła w listopadzie w porównaniu do października bardziej niż oczekiwano, bo aż o 9 proc. (spodziewano się spadku o 5,4 proc.).
W ujęciu rocznym wciąż notujemy wzrost (o 2,7 proc.), ale tylko w cenach bieżących. Uwzględniając inflację (3,8 proc. w listopadzie) wychodzi na to, że wydajemy mniej. I tak już pewnie pozostanie przez dłuższy czas, bo widmo recesji skłania raczej do ograniczania wydatków. Tym bardziej, że wzrosła także stopa bezrobocia – do 9,1 proc. wobec oczekiwanych 9,0 proc. Dziś Danske Bank podał, że spodziewa się recesji w Polsce i spadku PKB w 2009 r. To ten sam bank i ci sami ekonomiści, którzy wiosną pisali o zbliżającym się katakliźmie w Islandii. Na świecie nastroje mieszane – indeks nastrojów Uniwersytetu Michigan wzrósł bardziej niż oczekiwano, za to sprzedaż domów na rynku wtórnym w Stanach spadła bardziej niż szacowano.
SYTUACJA NA GPW
O wtorkowej sesji można napisać tylko tyle, że się odbyła. Kto wczoraj uznał, że obejrzał właśnie najnudniejszą sesję w roku, był w grubym błędzie. Dziś działo się jeszcze mniej, choć amplituda wahań WIG20 sięgnęła 20 pkt. Fixing zamknął dzisiejsze notowania dokładnie po środku tej kolejki górskiej dla niemowląt. Obroty podliczono na 560 mln PLN, podrożały akcje 101 spółek, potaniały 195. Dalsze opisywanie dzisiejszych „wydarzeń” giełdowych byłoby już znęcaniem się nad czytelnikami. Przed świętami nie wypada.
GIEŁDY W EUROPIE
Europejskie indeksy zyskiwały dziś, ale trudno mówić o konkretnych powodach tej zwyżki. Zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, gdzie okazało się – po rewizji danych – że PKB w III kwartale spadł bardziej niż oczekiwano (0,6 proc.). Wystarczyło być może, że indeksy w Europie mają za sobą pięć dni spadku z rzędu. Kiedyś ta seria musiała się zatrzymać. Pomogły w tym nieco dane z USA, gdzie po rewizji okazało się, że PKB nie spadł już więcej w III kwartale (tzn. stracił 0,5 proc., a więc tyle ile wcześniej szacowano), indeks nastrojów konsumentów nie tylko wzrósł, ale wzrósł powyżej oczekiwań rynkowych, wzrósł także wskaźnik bazowych wydatków konsumpcyjnych. Na optymistyczne zakończenie notowań musi nam to wystarczyć, ale głównie nam, bo Amerykanie jeszcze jutro się męczą z notowaniami.
WALUTY
Nic. Takim słowem chciałoby się zacząć i od razu zakończyć część walutową. Euro na koniec dnia znalazło się na tym samym poziomie, na którym zostawiliśmy je rano czyli tuż poniżej 1,40 USD. W międzyczasie nie mieliśmy bynajmniej gwałtownych zwrotów akcji. Dzisiejszy wykres mógłby służyć jako wzornik dla producentów stołów bilardowych. Idą święta, rynek zamarł. Najwyższy czas odejść od komputerów. U nas mieliśmy publikację sprzedaży detalicznej i zaskakującą nieco decyzję RPP. Rynek nie należał bynajmniej do rozchwianych. Dolar spadł lekko poniżej 2,94 PLN, euro do 4,106 PLN (ale szczyt wypadł na 4,14 PLN), frank podrożał do 2,71 PLN (z 2,675 PLN rano). Decyzja o obniżce nie spodobała się inwestorom na tyle, że próbowali coś na niej ugrać. Ale na tak płytkim rynku nie było chętnych do zawierania transakcji, czyli do reagowania na newsy.
SUROWCE
Notowania ropy w Nowym Jorku zadomowiły się na dobre poniżej poziomu 40 USD za baryłkę. Inwestorzy nie wystraszyli się nawet premiera Rosji, który oświadczył, że okres tanich paliw (a konkretnie gazu) odchodzi do przeszłości. Tyle tylko, że nie oświadczenia decydują o cenach, ale prawa popytu i podaży i inwestorzy mają tego świadomość.
Złoto potaniało do 843 dolarów za uncję, ponieważ nie ma powodów by sądzić, że trend coraz niższej inflacji miałby się odwrócić w najbliższym czasie. Miedź utrzymała swoją 2-proc. stratę z porannych notowań.
KOMENTARZ PRZYGOTOWALI
Łukasz Wróbel, Emil Szweda – Open Finance.