Poza tym zaczęto też mówić o sprzedaży części Citigroup lub też o fuzji tego banku z innym. Takie ruchy oddaliłyby możliwość bankructwa Citi, a nie trzeba dodawać, że w obecnej sytuacji takie bankructwo byłoby gwoździem do trumny dla rynków akcji.
Na rynku akcji technicy, którzy otrzymali mocny sygnał sprzedaży, walczyli z chętnymi do kupna niezwykle mocno przecenionych podczas ostatnich dwóch sesji akcji. Owszem, indeksy rozpoczęła sesję od wzrostów, ale prawie natychmiast zaczęły się osuwać i po półtorej godziny zabarwiły się na czerwono. Potem indeksy krążyły wokół poziomu czwartkowego zamknięcia bardzo dynamicznie zmieniając wartość. Na dwie godziny przed końcem sesji widać było, że może się ona zamknąć dosłownie każdym wynikiem.
W ostatniej godzinie sesji pretekstu bykom dostarczyła polityka. Telewizja NBC New podała, że sekretarzem skarbu w administracji Baracka Obamy będzie Timothy Geithner, obecny szef Fed z Nowego Jorku. Mam wrażenie, ze każda nominacja czy każda w miarę dobra informacja doprowadziłaby do wzrostu indeksów. W momencie, kiedy gracze zobaczyli, że podaż niespecjalnie naciska włączyli się ci, którzy realizowali zyski z krótkich pozycji. W tej sytuacji duże (pięć, sześć procent) wzrosty indeksów nie były niczym nadzwyczajnym. Jesteśmy znowu nad linią szyi podwójnego szczytu i nie wykluczam, że wokół niej będziemy oscylowali przez długi czas.
Warto odnotować, że mimo kończącego piątkową sesję rajdu akcje Citigroup skończyły sesję spadkiem o 20 procent. W czasie weekendu dowiedzieliśmy się, że trwają dyskusje zarządu Citi z rządem. Wydawało się pewne, że zostanie stworzony jakiś specjalny program pomocy temu bankowi, który posiada 2.000 miliardów aktywów. Po prostu jest to znowu instytucja „zbyt duża, żeby pozwolić jej upaść”. Przy niej problem AIG, któremu rząd pomógł, jest drobiazgiem. I rzeczywiście, w niedzielę w nocy na poniedziałek, dowiedzieliśmy się, że rząd USA udzieli Citigroup gwarancji na sumę 306 mld USD i podniesie kapitał grupy o 20 mld USD. Dziwna była reakcja rynków azjatyckich (w Japonii trwa święto) – większość indeksów spadała, mimo tych informacji oraz wzrostu indeksów w USA w piątek i mimo tego, że kontrakty na indeksy amerykańskie rosły. Najgorzej zachowywał się sektor finansowy. Wyglądało to tak jakby ta pomoc rządu graczy jeszcze bardziej zaniepokoiła. Zakładam jednak, ze Europejczycy i Amerykanie tak nie zareagują.
W piątek indeksy na GPW nawet nie próbowały rano spadać. Oczekiwania na odbicie w USA i perspektywa utworzenia przez WIG20 formacji podwójnego dna doprowadziła do szybkiego, trzyprocentowego wzrostu, połączonego z atakiem na poziom 1.600 pkt. Najmocniej odbijały spółki sektora bankowego i surowcowego. Po paru godzinach stabilizacji nastroje zaczęły się psuć. Po południu znaczne pogorszenie nastrojów na innych giełdach europejskich doprowadziło u nas do szybkiego osuwania się indeksów, ale zlecenia koszykowe i generalnie gra na kontraktach połączone z bliskością dna z października, niskim obrotem i czekaniem na wzrosty w USA nie dawały paliwa niedźwiedziom.
Udało się zakończyć sesję dwuprocentowym wzrostem, ale bardzo mały obrót całkowicie unieważnia prognostyczne znaczenie tej sesji. Owszem, wsparcie ocalało i teoretycznie możliwe jest jeszcze utworzenie formacji podwójnego dna, ale żeby tak się stało musielibyśmy zobaczyć znaczną poprawę nastrojów na giełdach. Na razie nie ma nawet śladu takiej zmiany, ale jak wszyscy dobrze wiemy takie zwroty zazwyczaj są nieoczekiwane (i bardzo gwałtowne).
Piotr Kuczyński
Główny Analityk