Inna sprawa, to fakt, że obaj kandydaci nie przedstawili tak naprawdę konkretnej recepty na rozwiązanie obecnego kryzysu gospodarczego, który trapi Stany Zjednoczone. Wprawdzie Obama wydaje się być bardziej „pro-socjalny”, niż McCain, który chce powtórzyć starą receptę w postaci obniżki podatków dla najbogatszych. Obserwatorzy są jednak zgodni, że wygrana czarnoskórego senatora wniosłaby nowy powiew społecznego optymizmu, czyli tak naprawdę miałaby wpływ na nastroje przeciętnych konsumentów. I tutaj można szukać pewnych plusów. Pytanie, czy jednak warto – rynek walutowy kieruje się swoimi prawami, a nie sentymentami wyborczymi.
Poniedziałek przyniósł spadek notowań EUR/USD, co było wynikiem opublikowania niekorzystnych prognoz wzrostu gospodarczego na 2009 r., autorstwa Komisji Europejskiej. Dynamika na poziomie 0,2 proc. r/r pokazuje, że nie będzie łatwo. Zwłaszcza, że niektórzy ekonomiści, twierdzą, że strefę euro dotknie recesja na całego, czyli dynamika PKB będzie ujemna. W efekcie w godzinach nocnych EUR/USD odnotował lokalne minima na 1,2527. Niewykluczone, że inwestorzy dyskontowali też zbliżający się termin ogłoszenia decyzji Europejskiego Banku Centralnego ws. stóp procentowych – co ma mieć miejsce w najbliższy czwartek o godz. 13:45. Oczekuje się ich spadku o 50 p.b. do 3,25 proc., chociaż pesymistyczne wizje gospodarki na przyszły rok, sugerują, że koszt pieniądza powędruje jeszcze niżej.
Wtorkowa sesja na rynku EUR/USD jest przeciwieństwem poniedziałkowej. Notowania dość wyraźnie przełamały opory zlokalizowane w rejonie 1,27 i rośnie prawdopodobieństwo wykształcenia się dłuższej fali wzrostowej, która w ciągu kilkunastu dni zaowocowałaby ponownym testem okolic 1,32-1,33. Jest ku temu kilka przesłanek. Po pierwsze poprawiające się nastroje wokół rynków wschodzących zachęcają do ponownego poszukiwania okazji inwestycyjnych na świecie, a nie uporczywego trzymania się dolarowych aktywów. Po drugie wypowiedź Richarda Fishera z oddziału FED w Dallas uświadomiła inwestorom, że USA wcale nie będą lepsze od strefy euro, jeżeli chodzi o prognozy gospodarki. Jego zdaniem, wzrost PKB w 2009 r. będzie równy zero. Idąc dalej tym tropem – rośnie prawdopodobieństwo realizacji scenariusza, mówiącego o spadku poziomu funduszy federalnych w okolice 0,25 proc. do pierwszej połowy 2009 r. Fatalne perspektywy gospodarki potwierdziły już ostatnie odczyty danych makroekonomicznych. Trudno będzie także o pozytywy w temacie sytuacji na rynku pracy – rynkowa prognoza dla liczby nowych etatów poza rolnictwem w październiku, którą to wartość poznamy w najbliższy piątek o godz. 14:30, wynosi „minus” 200 tys., a stopa bezrobocia ma wzrosnąć do 6,3 proc.
W ostatnich dniach dość dobrze radzi sobie złoty. Niewątpliwie są to wciąż echa publikacji tzw. mapy drogowej do euro, która została zatwierdzona przez polski rząd. W sporej części też decyzji Rady Polityki Pieniężnej, która pozostawiła stopy procentowe na poziomie 6,0 proc. W kontekście ich planowanego spadku w strefie euro w najbliższy czwartek, jest to magnes przyciągający zagranicznych inwestorów. Koncepcję tą psują nieco ostatnie prognozy resortu finansów, które poznaliśmy wczoraj. Mowa o październikowej inflacji, która mogła spaść do poziomu 4,2 proc. r/r z 4,5 proc. r/r we wrześniu. W opinii resortu wskaźnik CPI może spaść na koniec roku poniżej 4,0 proc. r/r, co teoretycznie zwiększa szanse na cięcie stóp procentowych przez RPP. Dla rynku istotna może być także dzisiejsza wypowiedź Haliny Wasilewskiej-Trenkner, której zdaniem przyszłoroczny wzrost PKB może wahać się w przedziale 3,5-4,00 proc., a inflacja na koniec tego roku spadnie do 3,5 proc. r/r. Niemniej, wydaje się, że złoty będzie kontynuował trend aprecjacyjny rozpoczęty przed 2 tygodniami. Do tego piątku euro może spaść do 3,50 zł, a dolar może być wart mniej niż 2,70 zł.
Marek Rogalski
Główny Analityk
First International Traders Dom Maklerski S.A.