Jak podaje „Słowo Polskie Gazeta Wrocławska” w połowie sierpnia zgłosił się do oddziału BGŻ przy pl. Teatralnym we Wrocławiu po odbiór pieniędzy, przekazanych z zagranicy tzw. przekazem na nazwisko. Jakież było jego zdziwienie, gdy pracownica banku odmówiła wypłaty 200 dolarów. A to dlatego, że adres na przekazie nie zgadzał się z podanym w dowodzie osobistym. Ten pierwszy jest przez niego używany do korespondencji. – Nie pomagały tłumaczenia, że w przeszłości wielokrotnie realizowano mi w tym samym oddziale takie same przekazy, ani że kiedyś miałem tu konto, więc jestem dla banku osobą wiarygodną – opowiada Wiesław Wolikowski.
Złożył ustną reklamację i czekał na reakcję. Kiedy zadzwonił do warszawskiej centrali BGŻ, usłyszał, że załatwienie takiej sprawy zwykle trwa trzy dni. W jego przypadku zajęło to jednak trzy razy więcej czasu. Przy okazji dowiedział się, że inna osoba – w identycznej sytuacji – czeka już dwa tygodnie.
– Chodzi o identyfikację osoby. Pracownik banku nie może wypłacić pieniędzy, jeśli ma jakieś wątpliwości – poinformowano dziennikarzy w banku, gdy padło pytanie o stosowane procedury. – A najlepiej, aby nadawca podawał pesel odbiorcy. Nie potrafiono jednak odpowiedzieć, dlaczego w przeszłości ten sam klient bez żadnych problemów realizował identyczne przekazy z tym samym dokumentem tożsamości.