Powiedział on, że rząd węgierski podjął odpowiednie kroki mające na celu zmniejszenie deficytu. Niespecjalnie mocno działały potem informacje mówiące o tym, że Stanisław Kluza, minister finansów, widzi w projekcie budżetu na 2007 rok niedobór po stronie dochodów w wysokości 4 mld zł. Również ostrzeżenie NBP (płynące z jego raportu o inflacji), który twierdzi, że wzrost wydatków socjalnych może zagrozić budżetowi nie miało wielkiego wpływu na rynek. Jednak oba te czynniki w połączeniu z zatrzymaniem kursu EUR/USD zaczęły przed południem naszą walutę osłabiać. Dzień zakończyliśmy niewielkimi zmianami do dolara i euro. Dzisiaj możliwa jest korekta, która bardzo często na naszym rynku następuje w końcu tygodnia (realizacja zysków).
Na GPW czwartek przyniósł eksplozję indeksów i obrotów. Rynek był dosyć szeroki, a liderami były nadal spółki z sektora surowcowego i bankowego. Najważniejsze było to, że widać było zaangażowanie dużego kapitału – obrót był wreszcie taki, jaki powinien być przy tym poziomie indeksów. Miało to również swoje złe strony, bo do gry weszła duża podaż, a to sygnalizuje, że jeśli nie napłyną kapitały z zagranicy to letnia hossa może się załamać. Są głosy mówiące, że już w czwartek widać było właśnie kapitał zagraniczny, ale ja trochę w to wątpię. Indeksy były podciągane od początku trwającej od połowy czerwca zwyżki na bardzo małym obrocie, a w czwartek byki wykorzystały okazję, żeby wygenerować sygnał kupna (przełamanie szczytu z połowy lipca) i doprowadzić indeks WIG w pobliże rekordu wszech czasów. Takie zwyżki mogą być bardzo nietrwałe, ale nie widać powodu do załamania dopóki sytuacja na świecie na trwałe się nie pogorszy.
Dzisiaj powinniśmy rozpocząć sesję zniżką idąc za korektą w USA, ale nie należy się tym przejmować o ile dane o amerykańskim PKB i inflacji nie wystraszą inwestorów na całym świecie. Gdyby tak było to u nas możliwy jest nawet bardzo duży spadek. Gdyby dane były neutralne albo pozytywne to być może korekty unikniemy, ale rynek jest już technicznie wyprzedany i gotowy do korekty. Jeśli nie rozpocznie się dzisiaj to w poniedziałek jest już niezwykle prawdopodobna. Sygnały kupna obowiązują, ale z nowym zaangażowaniem radziłbym się wstrzymać.
Rynek czeka na dane o PKB i inflacji
W czwartek indeksy w Eurolandzie od rana rosły. Pomagały bykom raporty kwartalne europejskich spółek oraz publikacja przez instytut GfK indeksu zaufania niemieckich konsumentów. Okazało się, że to zaufanie wzrosło do poziomu najwyższego od listopada 2001 roku. Takie dane nadal pomagały we wzroście kursu EUR/USD.
W USA rynki zachowywały się w czwartek nerwowo. Trudności inwestorom sprawiła interpretacja danych makroekonomicznych, chociaż to raczej nie był główny powód widocznego zaniepokojenia. Popatrzmy jednak, jakie to były dane. Okazało się, że w ciągu ostatniego tygodnia przybyło w USA dużo mniej bezrobotnych niż to prognozowali ekonomiści. Również publikowane o tej samej porze dane o czerwcowych zamówieniach na dobra trwałego użytku dynamicznie wzrosły (3,1 proc.). Co prawda bez środków transportu wzrosły tylko 1 procent, ale i tak było to więcej prognoz. Takie dane z początku wywołały spadek kursu EUR/USD, ale rynek bardzo szybko wrócił do trendu wzrostowego. Dopiero po 16.00 kurs znowu ruszył na południe, co można było przypisać publikacji danych z rynku nieruchomości, ale byłaby to błędna interpretacja tego ruchu.
Okazało się, że co prawda nowych domów sprzedano o 3 procent mniej niż w poprzednim miesiącu (prognoza mówiła o pięcioprocentowym spadku), ale dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w dół. Gdyby tej weryfikacji nie było to spadek byłby bliski 9 procentom. W porównaniu do zeszłego roku sprzedaż spadła o 11,1 procenta. Po raz drugi z rzędu spadła również mediana ceny. Wzrosła za to do rekordowego poziomu ilość domów niesprzedanych. Trudno to było uznać, za dobre dane. Dlaczego więc po dobrych danych dolar osłabł, a po słabych się wzmocnił? To jest zagadka, którą można rozwiązać tylko za pomocą analizy technicznej. Pierwsze osłabienie doprowadziło kurs EUR/USD w pobliże górnego ograniczenia flagi (można to nazwać krótkoterminowym trendem spadkowym), a ponieważ dane były niejednoznaczne to bykom nie wystarczyło siły, żeby ten opór przełamać, a to zmusiło rynek do odwrotu. Najbardziej rozsądnie zareagował na te raporty rynek obligacji – rentowność zmieniła się jedynie nieznacznie.
Osłabienie dolara w połączeniu z innymi czynnikami o charakterze pretekstów (możliwy strajk w kopani miedzi w Chile, napięcie na Bliskim Wschodzie itp.) spowodowało wzrost cen surowców, którego już nie zdążyła zamienić na spadek zmiana sytuacji na rynku walutowym. Ceny złota, i ropy wzrosły jedynie nieco mniej niż miało to miejsce przed wzmocnieniem dolara.
Bardzo ciekawie zachowywały się giełdy akcji. Na rynek trafiła duża ilość raportów kwartalnych spółek, które były zdecydowanie niejednoznaczne. Najbardziej ucieszył graczy Exxon Mobil, którego cena akcji pokonała szczyt wszech czasów. Rosnąca cena ropy i raport Exxona pomogły we wzroście całego sektora paliwowego. Indeksy od początku sesji mocno rosły, ale po dwóch godzinach zaczęły się osuwać. Jednym z pretekstów była konferencja Microsoftu, ale był to bardzo naciągany powód do wywołania zniżki. Przedstawiciele spółki twierdzili, że wypuszczenia na rynek nowego systemu operacyjnego (Vista) na przełomie roku jest niezagrożone, ale analitycy podobno byli zawiedzeni, że nie padła dokładna data. Słabiutki to był pretekst. Po prostu rynek dojrzał do realizacji zysków i to jest całe wyjaśnienie. Po tej sesji sytuacja techniczna (pozytywna dla byków) nie zmieniła się.
Po sesji gwałtownie taniały (16,7 proc.) akcje McAfee. Spółka opublikowała wyniki gorsze niż oczekiwano, a poza tym zapowiedziała, że będzie mówiła zrewidować raporty z poprzednich okresów. Nie będzie to oczywiście miało wielkiego wpływu na przebieg dzisiejszej sesji.
Dzisiaj najważniejszy dla rynków będzie raport, w którym zobaczymy jak rozwijała się w drugim kwartale gospodarka USA i czy presja inflacyjna jest groźna. Teoretycznie są to dane historyczne, niemające wielkiego znaczenia prognostycznego, ale rynki jednak często na ten raport mocno reagują. Zapowiadany jest spadek dynamiki wzrostu PKB z 5,6 do 3 procent i to jest już zdyskontowane. Prognozy są dosyć pesymistyczne stąd łatwo będzie o pozytywne zaskoczenie, które pomogłoby akcjom i dolarowi. Gdyby jednak dane okazały się być jeszcze gorsze to byłaby to tak niemiła niespodzianka, ze akcje i dolar musiałyby ucierpieć.
Dowiemy się też, jaki był w drugim kwartale deflator, czyli miernik inflacji. W tym raporcie znajdą się też dwa inne wskaźniki: ECI (indeks kosztów zatrudnienia) oraz PCE bazowy (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności). Wszystkie trzy wskaźniki będą sygnalizowały, jaka jest sytuacja na froncie walki z inflacją. Fed podobno szczególną uwagę zwraca na PCE, ale ja uważam, że pozostałe dwa są równie istotne. Skoro jednak rynek wie, że to PCE jest najważniejszy to właśnie na ten wskaźnik będzie reagował. Generalnie można powiedzieć, że istotne jest, jaki obraz te wskaźniki wymalują w umysłach inwestorów. Jeśli zagrożenie inflacją wzrośnie to akcje stracą, a dolar zyska. Tyle tylko, że prognoza mówi o dużym wzroście PCE, więc bardzo łatwo będzie o pozytywną niespodziankę.
Ostatnim raportem w tym tygodniu będzie publikowany przez Uniwersytet Michigan indeks nastroju konsumentów, ale to jest tylko weryfikacja danych z połowy miesiąca, a poza tym wiemy już, co pokazał podobny indeks Conference Board, więc reakcja powinna być bardzo niewielka.