GPW też we wtorek nie zaskoczyła. Indeksy rosły napędzane zwyżką akcji sektora surowcowego. Nic dziwnego, skoro ceny miedzi i ropy zawędrowały tak wysoko. Pozostałe segmenty rynku zachowywały się jednak dosyć słabo. Najsłabiej MWIG40, gdzie wyraźnie już widać duży niepokój funduszy. Po południu rynek zaczął się poszerzać, ale i tak akcje niektórych banków nie chciały rosnąć.
Generalnie można powiedzieć, ze stosunku do poniedziałku rynek przeszedł metamorfozę. Widać było proces napełniania portfeli akcjami wyselekcjonowanych, dużych spółek. WIG20 był zdecydowanie najmocniejszym indeksem, a w nim liderem były akcje PKN i Lotosu. Główne indeksy bez problemów ustanowiły rekordy wszech czasów. Najwyraźniej fundusze doszły do wniosku, że rozpoczyna się letnia hossa. Mam duże wątpliwości, czy rzeczywiście tak jest, ale jedno nie ulega wątpliwości: byki panują na rynku niepodzielnie.
Dzisiaj, skoro nie ma sesji w USA, teoretycznie na rynku powinien panować marazm, ale tak bycze nastroje nie pozwolą zapewne na większą korektę. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby główne indeksy poważnie spadły. Bardziej prawdopodobny jest niewielki wzrost być może po szybkich zmianach w początkowej fazie sesji.
Apple i fuzje podniosły indeksy w USA
We wtorek rynki w Europie zachowały się dokładnie tak, jak można było tego oczekiwać. Indeksy giełdowe od rana rosły odrabiając poniedziałkowe straty, a kurs EUR/USD spadał realizując korektę dwudniowych, dużych wzrostów. Od południa jednak dolar znowu tracił. Być może dlatego, że z powodu podejrzanego pakunku ewakuowano terminal na lotnisku Heathrow. Praktycznie niczego nie zmieniła publikacja danych makro. Stopa bezrobocia spadła z 7,1 do 7 proc., a inflacja PPI wzrosła o 0,3 proc. (w stosunku do maja). Nie widać też było większej reakcji na kontrolowane eksplozje przeprowadzone przez policję w Glasgow i Londynie.
Giełdy w USA zakończyły handel 3 godziny wcześniej niż zwykle (przed Dniem Niepodległości). Wydawało się, że nic istotnego się nie może w tym czasie wydarzyć i rzeczywiście do rewolucyjnych zmian nie doszło. Na każdym z rynków potwierdzony został obowiązujący ostatnio trend. Ruchy cen i indeksów niewiele miały wspólnego z opublikowanymi raportami makroekonomicznymi.
Majowe zamówienia fabryczne spadły w USA mniej niż oczekiwano (o 0,5 proc.). To nie była doskonała informacja, bo jednak nastąpi spadek. Nieznacznie w górę zweryfikowano jednak zamówienia z poprzedniego miesiąca, a poza tym, jeśli liczyło się bez środków transportu (szczególnie samolotów) to nastąpił wzrost zamówień. Można więc powiedzieć, że dane były umiarkowanie optymistyczne. Bardzo złe informacje nadeszły jednak z rynku nieruchomości. NAR (stowarzyszenie pośredników) opublikował indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Okazało się, że spadł on aż o 3,5 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,7 proc.). Od podpisania umowy do jej finalizacji jest w USA daleka droga, więc może się okazać, że dane o realnej sprzedaży będą jeszcze gorsze. Można jednak założyć, z dużą dozą dobrej woli, że opublikowane we wtorek dane są neutralne. Oczywiście, jeśli przyjmie się, że lepszy raport o zamówieniach znosi ten o domach (według mnie tak nie jest).
W tej sytuacji gracze na rynku obligacji skorzystali z okazji do sprowokowania korekty i ceny spadły (rentowność wzrosła). Dzięki temu nieco spadł kurs EUR/USD (też na razie tylko korekta), a to doprowadziło do spadku ceny złota. Jednak ropa (po początkowej korekcie) nadal drożała (już blisko 71,5 USD). Rosła też cena miedzi (podobno ciągle podnoszą ją strajki w Chile).
Rynek akcji kompletnie zlekceważył dane z rynku nieruchomości. Kontynuowano poniedziałkową zwyżkę, a liderem był Apple, który sprzedał dwa razy więcej niż poprzednio prognozowano telefonów iPhone. Nadal pomagała bykom fuzjomania. Miliarder Nelson Peltz powiedział, że być może kupi Wendy’s International, a Kraft Foods poinformował, że chce kupić Grupę Danone. Traciły akcje Caterpillara (UBS obniżył mu rating) i Ford (jego zamiana długu na akcje niespecjalnie się spodobała). Wolumen był oczywiście śmiesznie mały, ale indeksy wzrosły pokazując, że jeśli nawet Amerykanie przez chwilę się bali zagrożenia terrorystycznego to już się tego nie boją.
Dzisiaj na rynkach finansowych powinien panować marazm, bo z powodu Dnia Niepodległości w USA handlu nie ma, a wtedy inwestorzy na całym świecie zmniejszają swoją aktywność. Co prawda przed południem opublikowane zostaną dane europejskie, ale nie przeceniałbym ich wpływu na zachowanie graczy. Jednak, skoro panują tak widocznie anty-dolarowe nastroje, prognozowane wzrosty indeksów PMI (sektor usług) w poszczególnych krajach europejskich powinny pogłębiać przecenę dolara szkodząc w ten sposób indeksom giełdowym. Podobny może być efekt danych o sprzedaży detalicznej w strefie euro. Oczywiście pod warunkiem, gdyby nieoczekiwanie dynamika wzrostu wzrosła (oczekuje się małego spadku).
