Na GPW otwarcie wtorkowej sesji również (tak jak na innych giełdach europejskich) nikogo nie zaskoczyło. Indeksy wzrosły reagując na zwyżkę w USA. Przed sesją TPSA podała wyniki gorsze od oczekiwań i obniżyła prognozy, więc powinna ważyć na indeksach. Zarząd miał nadzieję, że informacja o planowanych przejęciach „zasłoni” ten zły wynik, ale kurs jednak spadał. Szczególnie niepokojąca była reakcja akcji BRE na publikację raportu kwartalnego. Bank poinformowało, że zysk w 2 kw. był wyższy od oczekiwań, ale cena akcji spadała, bo prognozy na cały rok już takie bardzo genialne nie były. Interesujące było jednak to, że ceny akcji pozostałych banków mocno rosły. Czyżby gracze nie potrafili wyciągać wniosków? Dzisiaj raport kwartalny opublikuje BZ WBK, więc sprawdzimy jak to z tymi reakcjami jest. Jeśli i w tym przypadku nastąpi realizacja zysków to będzie to już bardzo poważny sygnał ostrzegawczy.
Na początku sesji szczególnie dobrze zachowywał się MWIG40, co nie mogło dziwić w ostatnim dniu miesiąca i w pobliżu linii półrocznego trendu. Po południu wzrosty indeksów wyrównały się. Generalnie jednak rynek nie bardzo chciał rosnąć i bardzo długo opierał się potężnemu wzrostowi indeksów na giełdach Europy Zachodniej. Trudno się nawet temu dziwić, bo w ostatnim tygodniu indeks w Niemczech czy Francji spadły zdecydowanie mocniej niż w Polsce, więc i odbicie musiało być dużo mocniejsze. Wydawało się jednak prawie pewne, że jeśli doskonałe nastroje w Europie się utrzymają to u nas niedźwiedzie będą musiały się poddać. Jednak to poddawanie się trwało bardzo długo. Dopiero tuż przed otwarciem sesji w USA byki odważyły się mocniej nacisnąć, ale nie bardzo im się to udało. Tylko WIG został na fixingu trochę podciągnięty, ale WIG20 praktycznie przez cała sesję kreślił linię poziomą. Poważni gracze najwyraźniej nie bardzo wierzyli w trwałość zwyżek na rynkach światowych.
Jak widać po reakcji rynku amerykańskiego na informacje ze spółek sektora finansowego zaangażowanych w aktywa rynku kredytów hipotecznych nie da się teraz przewidzieć, co może się stać podczas kolejnej sesji. Było to zresztą do przewidzenia – pisałem o tym od kilku dni. Wczorajszy, duży wzrost cen surowców teoretycznie powinien dzisiaj pomóc naszemu rynkowi, ale nie wierzę, żeby oparł się on nastrojom płynącym z USA. Powinniśmy zacząć sesję spadkiem, a to, czy uda się uniknąć paniki zależy niestety nie od polskich inwestorów, ale od tego, co stanie się dzisiaj na rynku w USA.
Rynek kredytów i długu znowu straszy
Początek wtorkowej sesji w Europie nie mógł nikogo zaskoczyć. Indeksy już na otwarciu wzrosły o jeden procent reagując na odbicie w USA, a po południu skala wzrostu się zwiększyła. Wzrosty były szczególnie mocne w sektorze finansowym odrabiającym straty z poprzednich kilku sesji. Kurs EUR/USD spadał odrabiając poniedziałkowe straty, co dodatkowo pomagało akcjom. Podobny wpływ miał też wzrost kursu USD/JPY. Dane makro również miały swój udział we wzroście indeksów. Stopa bezrobocia w Niemczech i całej strefie euro spadła mocniej niż oczekiwano (odpowiednio 8,9 proc. i 6,9 proc.), a inflacja w strefie euro spadła (1,8 proc.). Mogło trochę martwić to, że indeks nastroju dla całej gospodarki europejskiej spadł w czerwcu mocniej niż tego oczekiwano (ze 111,7 do 111 pkt.), ale gracze to zlekceważyli. Dane makro publikowane w USA tylko umocniły przewagę byków.
Koniec miesiąca miał przynieść w USA wzrosty indeksów giełdowych, bo ze spółek docierały dobre informacje, a spora część danych makroekonomicznych była korzystna dla posiadaczy akcji. Okazało się jednak, że nie wszystko poszło po myśli byków. O tym jednak niżej, a na razie spójrzmy na publikowane we wtorek raporty makroekonomiczne.
Przychody i wydatki Amerykanów wzrosły praktycznie tak jak tego oczekiwano (wydatki ledwo drgnęły – wzrost o 0,1 proc., czyli najwolniej od 9 miesięcy). To źle wróży wzrostowi gospodarczemu, ale cieszył spadek presji inflacyjnej. Bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE) wzrósł o 0,1 proc. i w skali roku był najniższy od 3 lat (1,9 proc.). Również indeks kosztów zatrudnienia (ECI) w drugim kwartale wzrósł mniej niż tego oczekiwano (0,9 proc. vs. 1 proc.). Cieszył też bardzo posiadaczy akcji opublikowany przez Conference Board lipcowy, indeks zaufania konsumentów. Mimo tego, że cena ropy rosła, indeksy giełdowe spadały, a rynek nieruchomości przeżywał kryzys Amerykanom poprawiły się nastroje. I to jak się poprawiły! Indeks wzrósł ze 105 do 112,6 pkt., czyli do poziomu najwyższego od 6 lat (przed atakiem na WTC). Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, ale Amerykanie często mówią co innego niż robią, więc ja bym się tym odczytem specjalnie nie przejmował. Zresztą wtedy, sześć lat temu, na rynku akcji trwała jeszcze regularna bessa, więc jak widać znaczenie prognostyczne tego indeksu ma zerową wartość.
Była też i druga strona medalu. Indeks Chicago PMI (sygnalizuje, jaka jest koniunktura w regionie) gwałtownie spadł (z 60,2 do 53,6 pkt.), ale to nie wywarło większego wrażenia na inwestorach. Nawet trudno się temu dziwić, bo te dane są niezwykle zmienne, a przez to niewiarogodne. Okazało się też jednak, że wydatki na konstrukcje budowlane spadły o 0,3 proc. (oczekiwano wzrostu), a w sektorze prywatnym aż o 0,7 proc. Nie widać końca kryzysu na rynku nieruchomości. Potwierdził to również raport S&P/Case-Shiller. Ceny domów w maju spadły o 2,8 procent, czyli najmocniej od przynajmniej sześciu lat. Jak więc widać dane były niejednoznaczne, bo co prawda te o inflacji były dla posiadaczy akcji korzystne, ale te z rynku nieruchomości zdecydowanie im szkodziły.
Po publikacji tych raportów rynek walutowy nie bardzo wiedział, w którym kierunku pójść, ale górę wziął najmniej (według mnie) istotny czynniki, czyli indeks nastrojów i dolar delikatnie się wzmocnił. Nie na tyle jednak, żeby zaszkodzić rynkowi surowców. Nieznacznie wzrosła cena złota, ale miedź zdrożała o prawie 2 procent (pomagał strajk w Meksyku). Klasą dla siebie była ropa. Cena baryłki też wzrosła o 1,8 proc. i pokonała 78 USD. Uzasadniano tę zwyżkę wzrostem popytu i dobrymi nastrojami Amerykanów, co uważam za jedno z bardziej (delikatnie mówiąc) oryginalnych uzasadnień. Zachowanie rynku ropy jest od dłuższego już czasu bardzo zagadkowe, ale zapewne niedługo dowiemy się, o co chodzi.
Na rynku akcji byki miały wszystkie atutu w ręku. Dobre (według amerykańskich analityków) dane makro powinny pomagać we wzroście indeksów. Poza tym opublikowany po poniedziałkowej sesji raport kwartalny Sun Microsystems pomagał akcjom sektora technologicznego, a przed sesją lepsze od prognoz wyniki kwartału opublikował General Motors. Mało tego, UBS podniósł rekomendację dla Verizon, a akcje Johnson & Johnson drożały po opublikowaniu planu restrukturyzacji firmy. Cóż się wiec takiego stało, że po dużym wzroście na początku sesji (indeks DJIA rósł o ponad 100 pkt.) indeksy zawróciły, przetestowały poziom poniedziałkowego zamknięcia i ruszyły żwawo na południe?
Oczywiście zaszkodziły informacje z rynku długu. American Home Mortgage Investment poinformował, że nie znalazł finansowania na kredyty hipoteczne i być może będzie musiał zakończyć działalność. Gwałtownie traciły również akcje MGIC Investment i Radian Group (ubezpieczyciele kredytów hipotecznych). Spółki poinformowały, że ich aktywa o wartości 1 mld USD związane z rynkiem ryzykownych kredytów hipotecznych są praktycznie bezwartościowe. Jeden miliard dolarów to nie są na tym rynku duże pieniądze, ale gracze natychmiast przypomnieli sobie o tym, że analitycy ostrzegają, iż to, co widać jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, wiec nic dziwnego, że akcje spółek sektora finansowego zaczęły szybko tanieć, a to pociągnęło za sobą cały rynek i sesja zakończyła się dużymi spadkami indeksów. Ta reakcja jest ostrzeniem – nie znacie dnia ani godziny.
Po sesji dwie informacje znokautowały obóz byków w Azji i doprowadziły do dużego, jednoprocentowego, spadku kontraktów na amerykańskie indeksy. Pierwszą zła informacją było zatrzymanie wypłat w kolejnym, trzecim już funduszu hedżingowym należącym do Bear Stearns. Drugą informacją nadeszła z Australii. Macquarie Bank, największy australijski bank inwestycyjny, poinformował, że z powodu strat na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych zmuszony został do sprzedaży części aktywów w celu spłacenia zadłużenia w stopniu umożliwiającym go do poziomu dopuszczalnego przez prawo. Jak widać problem rozlewa się po całym świecie i naprawdę nie wiadomo, kto następny wyskoczy z takimi rewelacjami. Trudno będzie dzisiaj bykom obronić rynek przed spadkiem indeksów.
Publikowane będą dane makro, ale uwaga graczy skierowana będzie w innym kierunku. Dla porządku trzeba jednak je omówić. Przed południem w USA zostaną opublikowane indeksy PMI pokazujące, jaka koniunktura panuje w sektorze produkcyjnym poszczególnych krajach Unii Europejskiej i w całej strefie euro. Prognozowane są niewielkie zmiany, a indeksy mają nadal sygnalizować, że gospodarki rozwijają się w umiarkowanym tempie. Trudno oczekiwać czegoś więcej niż drgnięcia kursów i indeksów po tych publikacjach. Jeśli nawet je zobaczymy to będą one nietrwałe.
Przed sesją w USA swój raport opublikuje Challenger (planowane zwolnienia) i ADP (zmiana zatrudnienia w sektorze prywatnym). Pierwszy raport jest od dawna lekceważony i nie spodziewam się, żeby tym razem było inaczej. Raport ADP zostanie potraktowany jako zapowiedź tego, co zobaczymy w piątek w oficjalnym raporcie z amerykańskiego rynku pracy. ADP prognozuje, że zatrudnienie wzrosło w lipcu zdecydowanie wolniej niż miesiąc wcześniej i gdyby realne dane to potwierdziły to dolar by stracił, ale dla akcji słabe dane byłyby impulsem pozytywnym (wzrosłyby nadzieje na obniżkę stóp). Dane nieoczekiwanie lepsze od oczekiwań pomogłyby dolarowi i byłyby neutralne dla akcji.
Pół godziny po rozpoczęciu sesji dowiemy się jak rozwijał się w lipcu sektor produkcyjny w USA (instytut ISM opublikuje swój raport). Co prawda ten sektor to mniej niż 20 procent całej gospodarki USA, ale gracze jednak na tę publikację całkiem wyraźnie reagują. Im niższy będzie ten wskaźnik (zapowiadany jest mały spadek) tym gorzej dla dolara, ale rynek akcji powinien przyjąć te dane stosunkowo obojętnie (wolniejszy wzrost zrównoważy oczekiwanie na obniżkę stóp). Dane dobre pomogą dolarowi i akcjom.
Równolegle NAR (stowarzyszenie pośredników) opublikuje indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Co prawda w USA od podpisania umowy do jej finalizacji jest długa droga, ale nie ulega wątpliwości, że gracze będą ten raport bacznie obserwowali. Spadek indeksu zaszkodziłby dolarowi i akcjom, ale niebyt mocno (wszyscy wiedzą, jaka jest sytuacja, więc nikogo to nie zaskoczy). Dane dobre pomogą zarówno dolarowi jak i akcjom. Zostanie też opublikowany raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA, ale jak zwykle będzie on miał niewiele wspólnego z rzeczywistymi ruchami cen ropy. Dane musiałby być wyjątkowo dobre albo wyjątkowo złe, żeby ich wpływ na zachowanie rynku był trwały.