O tym, że sytuacja staje się coraz bardziej poważna świadczyć może także raport niezależnej instytucji badawczej Dealogic, której zdaniem suma zagrożonych kredytów po obu stronach oceanu może sięgnąć nawet 500 mld dolarów, z czego około 269 mld dolarów może przypaść na Stany Zjednoczone. To znacznie więcej niż 100 mld dolarów o których przed kilkoma tygodniami wspominał szef FED, Ben Bernanke. Czy zatem „czarne” przepowiednie jego poprzednika, Alana Greenspana odnośnie ryzyka recesji w największej gospodarce świata zaczną się jednak za jakiś czas materializować? Dane makroekonomiczne, które napłynęły w ubiegłym tygodniu mogły wzbudzić niepokój. Wskaźniki aktywności w sektorze przemysłu i usług wyraźnie spadły w lipcu, chociaż do „bariery” 50 pkt. jeszcze im daleko. Pogorszyła się także sytuacja na rynku pracy – utworzono tylko 92 tys. nowych etatów poza rolnictwem, a stopa bezrobocia wzrosła do 4,6 proc. To wszystko sprawiło, że na rynku już w pełni wycenia się prawdopodobieństwo obniżki stóp procentowych przez FED o 25 p.b. w końcówce roku. Nie dziwi zatem fakt, iż dolar spadł w poniedziałek rano do najniższych poziomów od 15 lat względem koszyka głównych walut. Trudno będzie liczyć na to, aby amerykańska waluta dostała w najbliższym czasie wyraźne wsparcie ze strony członków Zarządu Rezerwy Federalnej. Wprawdzie posiedzenie FED odbędzie się już jutro i ponownie mogą paść słowa odnośnie utrzymującego się zagrożenia inflacyjnego, ale coraz więcej inwestorów zaczyna już zdawać sobie sprawę z tego, iż jesteśmy w przededniu nowego cyklu w polityce monetarnej, którego będą charakteryzować obniżki stóp procentowych. Tym samym będą oni uważnie śledzić jutrzejszy komunikat FED, aby znaleźć jakiekolwiek sygnały mogące świadczyć o prawdopodobieństwu realizacji tego scenariusza. W obliczu utrzymującego się „jastrzębiego” nastawienia ze strony Europejskiego Banku Centralnego będzie to sugerować dalszą przecenę „zielonego”. Ewentualnej zmiany trendu można będzie się spodziewać dopiero na jesieni, kiedy pojawią się sygnały końca cyklu globalnych podwyżek stóp procentowych. Wtedy inwestorzy w obliczu recesji skierują się w stronę bezpiecznych obligacji skarbowych rządu USA, co tym samym wesprze notowania dolara.
Dzisiaj rano za jedno euro płacono średnio 1,3830 dolara, a za brytyjskiego funta 2,0430. Poniedziałkowa sesja upłynie bez publikacji istotnych danych makroekonomicznych. Ranne informacje o czerwcowej dynamice produkcji przemysłowej i wytwórczej w Wielkiej Brytanii były zgodne z oczekiwaniami. Inwestorzy na rynkach światowych będą czekać na jutrzejszy komunikat FED, ale przede wszystkim uważnie monitorować informacje napływające z instytucji finansowych, gdyż nie można wykluczyć, iż kolejne z nich były zaangażowane w ryzykowne amerykańskie kredyty hipoteczne. Globalny świat finansów zaczyna zatem siedzieć na minie, której wybuch może poważnie zachwiać całą tworzoną na przestrzeni ostatnich lat układanką. Oczywiście nie można wykluczyć, że najbliższe dni przyniosą próbę uspokojenia nastrojów, ale rozpoczętego trendu raczej nie uda się łatwo odwrócić. Tym samym spadki na giełdach będą w średnim terminie kontynuowane. To będzie rzutować także na notowania złotego, który w ubiegłym tygodniu pozostał względnie stabilny reagując na zmiany na rynku EUR/USD. Dzisiaj rano za jedno euro płacono średnio 3,79 zł, a za dolara 2,7420 zł. Inwestorzy pozostali tym samym dosyć wstrzemięźliwi w kontekście rosnącej globalnej awersji do ryzyka, przeceny na rynkach akcji i zamieszania na polskiej scenie politycznej. Nie można jednak wykluczyć, że to swoista cisza przed burzą, a prezentowany od kilku dni scenariusz wzrostu notowań EUR/PLN w okolice 3,83-3,84 zł zostanie w końcu zrealizowany. W piątek wsparcia na 3,78 zł spełniły swoją rolę.