Tąpnięcie na giełdach i rynku walutowym to tylko część konsekwencji decyzji Brytyjczyków o opuszczeniu Unii Europejskiej. Tańsze wakacje na wyspach i spadek cen nieruchomości to scenariusze, które mogą zainteresować Polaków – zauważa Lions Bank.
Tańsze wakacje na Wyspach to rzecz, z której Polacy mogli się ucieszyć poznając w piątkowy poranek wyniki brytyjskiego referendum. Z samego rana w dzień po głosowaniu za funta trzeba było zapłacić niecałe 5,4 zł, ale szybko cena zaczęła rosnąc do około 5,56 w południe. Tym samym funt staniał wobec złotówki o mniej niż 3%. To niewielka różnica i pokazuje, że złoty także na Brexicie stracił w oczach inwestorów. Gdyby jednak przez wakacje funt pozostał walutą słabszą niż złoty, to oznaczałoby to wymierne oszczędności dla rodaków planujących wakacyjny wyjazd do Anglii, Walii, Szkocji czy Irlandii Północnej.
Tańszy zakup
Słabszy funt nie oznacza jednak tylko niższych rachunków w restauracjach i hotelach. Jeśli ktoś rozważał zakup nieruchomości w Wielkiej Brytanii, to ma szanse zapłacić za nią mniej. Chodzi nie tylko o osłabienie funta, które jeśli będzie postępować, oznaczać będzie znacznie bardziej przystępne wyceny szkockich posiadłości czy londyńskich apartamentów (po przeliczeniu na złote). Bardzo prawdopodobne jest także, że rozgrzany od dłuższego czasu rynek brytyjskich nieruchomości czeka przecena.
Londyńska bańka niepewności
Takie ryzyko szczególnie widoczne jest w przypadku wycen luksusowych nieruchomości w centrum Londynu. Te w okresie kryzysu szczególnie mocno zyskiwały na wartości. Po prostu londyńskie adresy kupowali majętni z całego świata wierząc w to, że apartamenty i rezydencje stanowią bezpieczną przystań dla kapitału. Wszystko to może się jednak zmienić. Firma Strutt & Parker ujawniła na przykład, że w 2015 roku cudzoziemcy kupili aż 35% centralnie położonych londyńskich apartamentów i rezydencji. Wielka Brytania po wyjściu z Unii nie będzie już aż tak atrakcyjna dla zagranicznych inwestorów. Ich mniejsze zainteresowanie zakupami powinno odbić się na płynności tego segmentu nie mówiąc o cenach. Warto podkreślić, że np. w dzielnicy Kensington & Chelsea przeciętna cena sprzedaży nieruchomości opiewała w 2015 roku na ponad 2 mln funtów (ponad 11 mln zł; dane Rightmove). Spadki w tym obszarze mogą więc być dotkliwe.
Dom tańszy o ponad 60 tys. zł
Na całym rynku także trzeba spodziewać się turbulencji. Portal eMoov szacuje, ze w wyniku Brexitu wartość przeciętnego domu w Wielkiej Brytanii spadnie o 11 tys. GBP (5%). Jest to o tyle uzasadnione, że Wielka Brytania poza Unią może przyjmować mniej emigrantów. To bardzo ważne, bo przecież emigranci muszą mieć gdzie mieszkać. Kupują nieruchomości, ale też, a raczej przede wszystkim, są najemcami. Wielu Brytyjczyków może dzięki nim utrzymywać się z wynajmu nieruchomości. Mniej emigrantów, to niższe zyski z wynajmu, a więc spadki cen nieruchomości kupowanych dotychczas często właśnie na wynajem. Gdyby tego było mało sam Londyn może stracić na znaczeniu jako centrum finansowe. To znowu powinno oznaczać mniejszy popyt na zakup i najem nieruchomości.
Tańsza ziemia
Brexit może też naruszyć fundamenty twierdzy jaką jest rynek gruntów rolnych na wyspach. Już dziś sytuacja brytyjskich rolników nie jest najlepsza. Spadek cen płodów rolnych powoduje, że rolnictwo jest mniej opłacalne. Teraz do tego wszystkiego trzeba będzie dodać, że ze wspólnej kasy do brytyjskich farmerów przestanie płynąć rzeka pieniędzy. Bez nich biznes rolniczy stanie się jeszcze mniej rentowny, a więc zapoczątkowane pod koniec 2015 roku delikatne spadki cen ziemi, mogą przyspieszyć. Jako ciekawostkę warto dodać, że na Wyspach za akr trzeba zapłacić 7907 funtów. Po przeliczeniu tej kwoty na hektar i rodzimą walutę (przy kursie 5,56 zł za funta) daje to 108,6 tys. zł. Brytyjska ziemia jest więc ponad 3 razy droższa niż polska. Co więcej w ciągu 50 lat zdrożała 50-krotnie.
Spadek popytu na biura
Na koniec pozostaje kwestia londyńskiego City, ale też rynku biurowego największych miast Wielkiej Brytanii. Jak wcześniej wspomniano, gorsze perspektywy dla brytyjskiego sektora finansowego powinny też niepokoić właścicieli biurowców. To dla nich banki, fundusze i firmy inwestycyjne są ważnymi klientami. Jeśli będą zwalniać pracowników, nie będą potrzebowały już tak dużej powierzchni biurowej. Konsekwencją może być wzrost pustostanów i spadek stawek najmu.
Bartosz Turek, Lions Bank