W komentarzach można znaleźć bardzo naciągane próby wytłumaczenia tych wzrostów, ale nie warto sobie nimi głowy zawracać. Prawdopodobnie impuls poszedł z rynku ropy (mimo że jest jej aż nadto w zapasach) i przełożył się na inne surowce. Jeśli już szukałbym gdzieś wytłumaczenia tych wzrostów to raczej w zachowaniu kursu USD/JPY. Pamiętać trzeba, że dopiero stosunkowo niedawno w procesie carry trade (pożyczamy w słabej walucie i inwestujemy np. w surowce) wykorzystywany był dolar. Tradycyjnie, od lat, do tego celu służył jen. Skoro jen szybko tracił to gracze rzucili się do kupna surowców.
Drożejące surowce pomagały we wzroście giełdowych indeksów, bo drożały akcje w sektorze surowcowym. Najbardziej pomagały jednak informacje z sektora finansowego. Rynkowi bardzo spodobała się informacja z Wall Street Journal, w której gazeta twierdziła, że Washington Mutual (największa firma oszczędnościowo – pożyczkowa) znalazła inwestorów chcących go wspomóc sumą 5 mld USD. To podnosiło ceny akcji w sektorze finansowym, bo gracze doszli do wniosku, że nie jest w nim tak źle, skoro ktoś chce w mające trudności firmy inwestować duże kwoty. Poza tym drożały też akcje Citigroup, który sprzedaje Diners Club International. Nastroje poprawiało też podniesienie przez Merrill Lynch rekomendacji dla UBS.
Indeksy rozpoczęły sesję dużym wzrostem, ale potem pojawiły się problemy. Indeks S&P 500 dotarł w pobliże oporu technicznego z końca lutego (1.387 pkt.) i włączyła się podaż. Ataku w końcu sesji nie było. Gracze za bardzo się boją raportów kwartalnych spółek – dlatego też mocno taniały akcje Alcoa, która po sesji publikowała raport. Nie przeceniałbym jednak słabego zakończenia sesji. To na razie tylko odpoczynek. Po sesji raport kwartalny opublikowała Alcoa. Zysk był o ponad 50 procent niższy niż rok temu. Powodem spadku zysków był slaby dolar i wysokie koszty energii. Te czynniki zredukowały wpływ drożejącego aluminium. Reakcja rynku nie była jednak negatywna, bo po odliczeniu kilku tzw. „jednorazowych” pozycji zysk był wyższy od prognoz. Kurs akcji po sesji spadł tuż po opublikowaniu raportu, ale szybko odrobił straty i handel posesyjny zakończył mały wzrostem. Gorzej zachowywały się akcje AMD (rywal Intela). Obniżył prognozy i zapowiedział zmniejszenie załogi o 10 procent. Kurs akcji spadał o pięć procent. Nie są to jednak impulsy, które zapowiadają nieuchronną przecenę akcji.
GPW poszła w poniedziałek śladem innych giełd światowych. Indeksy od początku sesji rosły, a najmocniejszy był sektor surowcowy (pod wodzą KGHM i PKN – ten ostatni w drugiej części sesji zachowywał się już nie tak dobrze) i bankowy (tu najmocniejszy był Pekao). Po dwóch godzinach stabilizacji, przed południem, popyt się zwiększył i WIG20 rósł już prawie 1,5 procent. Bardzo ślamazarnie podążał za największymi spółkami szeroki rynek. Jednak popyt nie zadecydował się na wyprzedzenia tego, co miało się wydarzyć w USA (zwyżki) i rynek znowu zawisł w oczekiwaniu, co przemieniło się w osuwanie indeksów. Niepewne otwarcie sesji w USA nie pozwoliło na podciągnięcie indeksów i byki musiały zadowolić się wzrostem WIG20 jedynie o 0,8 procent.
Najgorsze było w tej nudnej jednak sesji to, że obrót nadal był mały. Duzi gracze stoją z boku i czekają na rozwój sytuacji. Mogą tak trochę poczekać, ale pozytywem jest to, że WIG20 nie odstaje od peletonu i podąża za rosnącymi indeksami europejskimi. Dzisiaj najważniejsze informacje dotrą na rynek już po zakończeniu sesji, więc najbardziej logiczne byłoby po prostu zajęcie pozycji wyczekującej z tendencją spadkową. Oczywiście pod warunkiem, że na rynki nie wpłynie coś, czego nie ma w kalendarium.
