„Bankowcom, którym coraz trudniej znaleźć nowych chętnych na kredytówki, ostatnio zaświtała w głowach nowa myśl – chcą wykorzystać potencjał tkwiący w osobach, które zainwestowały pieniądze w funduszach inwestycyjnych. To, ostrożnie licząc, 2,5 mln inwestorów, w większości należących do tzw. klasy średniej, czyli grupy atrakcyjnej z punktu widzenia każdego banku.”, pisze „Gazeta Wyborcza”.
Jak ustaliła „Gazeta”, „propozycjami zakupu karty kredytowej są od kilku miesięcy bombardowani przez banki klienci przynajmniej kilku dużych rodzin funduszy inwestycyjnych. ‚- Miło mi poinformować o naszej specjalnej ofercie złotej karty kredytowej z indywidualnie ustalonym dla pana limitem’ – takie oferty otrzymują m.in. osoby mające jednostki funduszy TFI ING oraz funduszy spod znaku Arka (TFI BZ WBK). Proponowane limity wydatków są z reguły dość atrakcyjne […].”, czytamy w „GW”.
„Tylko czy takie łowienie klientów jest dopuszczalne? Czy fundusze mogą przekazywać bankom bazy danych o swoich klientach? – Podstawą legalizującą przekazanie danych osobowych przez jedną instytucję finansową drugiej jest zgoda osoby, której one dotyczą – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak z Generalnego Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych. Jeśli więc w umowie z funduszem klient zgodzi się na udostępnianie danych osobowych innemu podmiotowi, bank może otrzymać imię, nazwisko i adres inwestora.”, czytamy dalej.
„Tyle że z listów, które bankowcy wysyłają do klientów funduszy, wynika, że znają nie tylko ich dane osobowe, ale i informacje o wysokości zgromadzonych w funduszach oszczędności. Bo jak inaczej mogliby określić, jaki limit wydatków należy zaproponować klientowi funduszu? […].”, zwraca uwagę dziennik.
Karta kredytowa jest jednym z najpopularniejszych produktów bankowych. Dziś w portfelach Polaków znajduje się już ponad 8 mln kredytówek, a zadłużenie na kartach przekroczyło 10 mld zł. Kartę kredytową mogą uzyskać osoby, które zarabiają już nawet 500-600 zł miesięcznie.
Więcej informacji na ten temat w „Gazecie Wyborczej”.