Klucz do przyszłych scenariuszy dla warszawskiego parkietu leży za Oceanem. Ceny w USA pod koniec ubiegłego tygodnia niestety spadały wciąż dość szybko. Inwestorzy niepokoją się sytuacją na rynku nieruchomości, który jest jednym z motorów napędzających tamtejszą gospodarkę (choć z drugiej strony pojawiły się też dane o lepszym, niż się spodziewano, wzroście gospodarczym w USA). W Wielkiej Brytanii szaleje z kolei powódź, która spowoduje miliardowe straty. Wszyscy też patrzą na kurs jena, który umacniając się mrozi krew w żyłach inwestorów giełdowych.
Czekając na doniesienia z giełd światowych inwestorzy obserwować będą raporty kwartalne spółek. W rozpoczynającym się właśnie tygodniu podadzą je m.in. Telekomunikacja Polska oraz największe banki: PKO BP, Pekao, BPH i BRE. To może wspomóc nieco obóz optymistów, bo banki są jedną z nielicznych branż na parkiecie, której dobre wyniki kwartalne są pewne, jak… w banku. Tyle, że sytuacja na parkiecie jest zbyt poważna, by mogła ją uratować dobra postawa jednej tylko branży. Chyba, że swoją cegiełkę dołożyłby np. sektor surowcowo-paliwowy. Ceny surowców na światowych giełdach przestały spadać, więc być może taki scenariusz nie jest bez szans na realizację.
Spece od analizowania wykresów podkreślają, że indeksy mWIG i sWIG znalazły się już na poziomach, które mogłyby powstrzymać spadki. W tych samych okolicach był przed prawie trzema miesiącami ostatni duży przystanek w ich wzrostach. I wydaje się, że spadkowy potencjał małych i średnich spółek z wolna się wyczerpuje. W ostatnim tygodniu ich indeksy nie spadały już dwa-trzy razy szybciej, niż indeks największych spółek, lecz mniej więcej w tym samym tempie – po 4 proc. w skali całego tygodnia. Większy spadkowy potencjał ma indeks największych spółek WIG20. W jego przypadku twarde dno analitycy wyznaczają dopiero w okolicach 3,5 tys. pkt. czyli jeszcze ok. 4 proc. poniżej obecnego poziomu.