Wszystko to jest zasługa poprawy nastrojów na giełdach azjatyckich, od których zaczęła się cała dramatyczna przecena akcji. We wtorkowy poranek indeksy w Japonii, Korei, a także w Singapurze i Szanghaju poszły w górę o 1-2 proc., a kurs japońskiego jena spadł najbardziej od 17 miesięcy. Pozornie nie powinno to obchodzić inwestorów giełdowych, ale obserwatorzy sytuacji na światowych giełdach doskonale pamiętają, że w ostatnich czasach im bardziej rosły notowania japońskiej waluty, tym gorzej mieli się posiadacze akcji. Ostry spadek jena zgodnym chórem potraktowali więc nako sygnał przejściowego zakończenia spadków.
Teraz czas odpowiedzieć na pytanie: jak długo potrwa dobra passa? Czy skończy się zanim inwestorzy zdążą przyzwyczaić się do zielonego koloru w tabelach notowań? Odpowiedź nie jest wcale łatwa, choć sporo przemawia za tym, że odreagowanie nie skończy się na krótkim, jednosesyjnym wyskoku cen. Świadczą o tym dobre nastroje, które zapanowały we wtorkowy wieczór na giełdach w USA, które są wyznacznikiem trendów na światowych rynkach akcji. Amerykańskie indeksy zyskały aż 1,5-2 proc. Na rynkach wschodzących Ameryki Łacińskiej zapanowała wręcz euforia – brazylijski indeks Bovespa zyskał ponad 4,5 proc.!
Wzrost cen akcji oczywiście cieszy, ale w inwestorskich sercach musi pozostać cień niepewności. Bo większość analityków wciąż obstawia, że nawet jeśli dobre nastroje się nieco przedłużą, to będzie to jedynie przerywnik w spadkowej korekcie. Pamiętają oni, że jedną z dwóch głównych przyczyn dopiero zakończonej spadków były – poza spowodowaną czynnikami lokalnymi wyprzedażą na giełdzie w Szanghaju – obawy o wzrost gospodarczy USA. A to, że najpotężniejsza gospodarka świata zwalnia, widać po coraz to nowych danych makroekonomicznych. We wtorek urząd statystyczny podał, że koszty pracy w 2006 r. wzrosły najbardziej od pięciu lat, zaś były szef banku centralnego Alan Greenspan znów ostrzegł przed recesją, ogłaszając, iż jest jedna trzecia prawdopodobieństwa, że nadejdzie ona jeszcze w tym roku.
Wciąż nie można więc wykluczyć, że inwestorzy nie będą długo cieszyć się poprawą nastrojów, a kolejne dane makroekonomiczne ostudzą zapędy kupujących. Cała nadzieja w tym, że do tego czasu rynek na tyle się rozpędzi, iż nie będzie go łatwo zahamować. Duża część inwestorów kieruje się przecież sygnałami płynącymi z analizy wykresów, a nie danymi ekonomicznymi. A każdy dzień kontynuacji odbicia będzie znacznie poprawiał sytuację widzianą przez ich pryzmat.