Przed początkiem nowego tygodnia na parkiecie inwestorzy muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nadszedł już czas na głębszą korektę, czy też mieliśmy tylko krótkie zawahanie optymistów, po którym ceny znów ruszą w górę – wolniej lub szybciej. Odpowiedź nie jest łatwa, bo zarówno optymiści, jak i pesymiści mają swoje argumenty.
Jak na dłoni widać, że rynkowi coraz trudniej piąć się w górę – rekordy z pierwszej części tygodnia były głównie zasługą KGHM-u, a skuteczne odrabianie strat z piątku – spółek paliwowych. A co z innymi potencjalnymi lokomotywami koniunktury? Bardzo rozchwiane są notowania spółek z branży budowlanej, zaś banki na dobre zakotwiczyły na dotychczasowych poziomach, bo inwestorzy obawiają się wolniejszego wzrostu kredytów po ewentualnej podwyżce stóp procentowych. Obrazu niepewności dopełniają dość gwałtowne spadki średnich spółek podczas czwartkowych notowań, które dowiodły, że i wśród nich coraz więcej jest spółek, których inwestorzy nie chcą już kupować za każdą cenę. Widać więc, że rynek dojrzewa do poważniejszej korekty, może nawet 10-procentowej.
Tyle tylko, że na razie nie widać jeszcze zmiany układu sił na parkiecie, która mogłaby wywołać większe spadki. To, że w czwartek, mimo gigantycznych obrotów (3 mld zł), ceny akcji spadły mimo wszystko umiarkowanie, zaś w piątek nie było oznak większej nerwowości wśród posiadaczy akcji, świadczy o tym, że każde zachwianie koniunktury wciąż jest wykorzystywane przez kupujących do napełniania portfeli.