Inwestorom z Wall Street nie udzieliła się lekka panika, jaka w czwartek po południu opanowała giełdy europejskie. Amerykanie po raz kolejny zlekceważyli kłopoty Europejczyków i skupili się na własnej gospodarce i całkiem niezłych wynikach spółek.
Gdy już zdawało się, że europejscy politycy wreszcie zrozumieli powagę sytuacji (tj. że bankierom grożą duże straty) i że wreszcie zaczną podejmować decyzje będące po myśli świata finansów, władcy Niemiec i Francji znów dali popis własnej nieudolności. Rządy dwóch największych państw strefy euro pokłóciły się w sprawie przyszłości EFSF i roli Europejskiego Banku Centralnego w ratowaniu eurobankrutów.
W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że Francuzi chcą niczym nieograniczonego dodruku euro na pokrycie strat poniesionych na bankructwie Grecji i pozostałych krajów PIIGS. Niemcy zachowują jeszcze resztki zdrowego rozsądku i wolą udzielać gwarancji, ubezpieczeń bądź poręczeń. Efekt jest taki, że na niedzielnym szczycie Unii Europejskiej zapewne nie zapadną decyzje dotyczące przyszłości EFSF. Według informatorów agencji Reutersa rozstrzygnięcia mają zapaść „najpóźniej do środy”. Później źródła Bloomberga mówiły o zwiększeniu siły pożyczkowej EFSF z 440 mld do 1,3 biliona euro.
W eurolandzie takie doniesienia wywołały lekki popłoch na giełdach, z głównymi indeksami spadającymi po przeszło 2%. Spadki przyniosła też pierwsza część sesji w Nowym Jorku. Indeks S&P500 na chwilę zszedł poniżej granicy 1.200 pkt. Ale jeszcze przed końcem notowań zdołał zaatakować poziom 1.220 pkt. Zmienność wciąż dopisuje, co zapewne cieszy day-traderów. W kontekście analizy technicznej rynek pozostaje w zawieszeniu nie mogąc pokonać ani najbliższego oporu (1.220-1.230 pkt.), ani wsparcia (1.190 pkt.).
Czynnikiem wspierającym amerykańskie giełdy był zaskakująco wysoki odczyt indeksu koniunktury w regionie Filadelfii. Wskaźnik ten wzrósł w październiku do 8,7 pkt. wobec –17,5 pkt. we wrześniu i oczekiwań rzędu –9 pkt. Znacznie słabiej wypadły tygodniowe dane z rynku pracy: liczba noworejestrowanych bezrobotnych wyniosła 403 tys. wobec 409 tys. tydzień wcześniej i oczekiwanych 405 tys. Taki rezultat świadczy o stagnacji na rynku pracy, ale też nie potwierdza obaw o zdecydowanym pogorszeniu koniunktury.
Uspokojenie nastrojów sprawiło, że inwestorzy mogli „przypomnieć” sobie o całkiem niezłych wynikach spółek. Dziś zyskami za trzeci kwartał pozytywnie zaskoczył tytoniowy koncern Philip Morris oraz dwa mniejsze holdingi bankowe: Fifth Third Bancorp oraz Key Corp. Inwestorów rozczarował za to spadek przychodów telekomunikacyjnego giganta AT&T oraz słabsze prognozy serwisu aukcyjnego e-Bay.
Źródło: Bankier.pl