Wczorajsza sesja w USA rozpoczęła się dwuprocentowymi spadkami. Nie wynikały one z żadnej konkretnej informacji, a jedynie z faktu że ostatnie dni S&P500 walczył z oporem powyżej 945 pkt.
Część graczy (na początku dnia) doszła do wniosku, że wolą dalej tą walkę oglądać z boku i sprzedawali akcje. Najciekawsza była jednak końcówka. Amerykanie postanowili pokazać, że wiara w dalsze wzrosty nadal jest i trzyma się bardzo dobrze. Stabilizację na minusach w jednej chwili przerwała szarża byków, co wyglądało jak panika zakupów. Rynki z głębokich minusów wyszły na zieloną stronę i zakończyły dzień neutralnie. Jeszcze ciekawszy jest powód taki dużej zmiany. W komentarzach pojawiały się sugestie jakoby słowa noblisty Paula Krugmana o możliwym szybkim końcu recesji tak zmieniły nastawienie graczy. Praktycznie jednak to bzdura, bo ten sam noblista wcześniej głośno krytykował rządowe plany pomocy (z planem Geithnera na czele), a wtedy rynki w ogóle nie interesowały się jego opinią. Był więc tylko słabiutki pretekst, ale zapewne gdyby nie Krugman to okazałoby się, że jakiś polityk powiedział coś tam niby-ważnego. Efekt jest taki, że byki mimo parokrotnego uderzania głową w ścianę nadal czują się dobrze i chcą walczyć dalej. Sądzę, że możliwe są jeszcze maksymalnie dwie próby. Wtedy jeżeli nie uda się przełamać oporu to korekta nastąpi naturalnie.
Zupełnie inaczej zachował się rynek krajowy. W trakcie weekendu GPW nie dostała żadnych impulsów do wzrostów, wiec kontynuowany był ruch rozpoczęty w ostatnich chwilach piątkowej sesji. Półtoraprocentowa przecena miała miejsce również na zachodnich parkietach, więc można powiedzieć, że dostosowaliśmy się do europejskiej średniej i nasz parkiet niczym się nie wyróżniał.
Najbardziej na indeksie ciążył tracący 6 proc. PKO BP który z początku gromadził ponad połowę obrotów całego rynku. Gracze ewidentnie przestraszyli się informacji o możliwej emisji akcji przez bank wartej ponad 17 miliardów złotych, a przecież w kontekście dokapitalizowania tej instytucji wszystko zależy od tego na co gotówka miałaby być przeznaczona. Inwestorzy jednak nie szukali drugiego dna tej historii i nie spojrzeli na spółkę łaskawszym okiem nawet po informacji o planowanej wypłacie dywidendy przez bank, której stopa przekracza obecnie 10 proc. Wraz z upływem czasu większa przecena dotykała ORLEN i AGORĘ, a fakt, że rynek nie schodził na nowe minima zawdzięczaliśmy tylko i wyłącznie dwuprocentowym wzrostom TP SA, których niestety nie udało się utrzymać do końca.
Symbolicznego spadku popytowi nie udało się jednak utrzymać do końca. Ostatnie minuty ponownie należały do podaży przez co z całkowitego wzrostu z ubiegłego tygodnia została już tylko poniedziałkowa 6 proc. zwyżka, która jak sobie przypomnimy nie była uzasadniona specjalnie dużym obrotem. Mimo to tamtejszy wzrost wciąż jest to dużym atutem byków, ale wczorajsze zatrzymanie się na poziomie 1920 pkt. nie nastraja optymistycznie. Zwłaszcza, że dziś jest równie pusto w kalendarium jak wczoraj, więc i pod względem impulsów będzie słabo. Przez to niedźwiedzie humory mogą być ciągle dominujące, ale od rana takie podejście będzie walczyło z amerykańską końcówką. Trudno przewidzieć kto w danej chwili będzie mocniejszy jednak byki powinny bronić wczorajszych minimów, bo dopóki są utrzymane dają im znaczną przewagę psychologiczną.
Ciekawą prawidłowością może być fakt, że przez ostatnie dwa dni bardzo wyraźnie spada LOP, a wraz z nim spada WIG20. Uwzględniając, że na rynku terminowym jest jeszcze grubo ponad 96 tysięcy pozycji przy utrzymaniu takiej korelacji jest jeszcze sporo miejsca do spadku.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse