Skala przeceny w Warszawie znów była daleko głębsza, niż na większości dużych giełd zachodnioeuropejskich. W Londynie indeks FTSE spadł o 0,8 proc., a np. niemiecki DAX – o 0,9 proc. Nawet węgierski indeks BUX zanotował jedynie 1,2 proc. straty. U nas indeks całego rynku WIG stracił dwa razy więcej i wrócił do poziomu z marca 2007 r.
Prawdopodobnie winowajcami fatalnych nastrojów w Warszawie są krajowe fundusze inwestycyjne, a właściwie ich klienci, wycofujący pieniądze bez względu na okoliczności. Z funduszy dochodzą słuchy, że osób umarzających jednostki uczestnictwa jest dużo, a fundusze nie mają aż tak wiele wolnej gotówki, żeby mogły z niej obsługiwać wszystkie wypłaty. To by tłumaczyło głęboki spadek indeksu mWIG. Średnie spółki legitymują się mniejszą płynnością i zlecenia funduszy skutecznie dołują kursy.
Wieczorem inwestorzy na świecie odetchnęli z ulgą – nasi już nie zdążyli, bo było po zakończeniu sesji – gdy szef amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke zadeklarował, że jest gotów do ostrych i stanowczych działań w obronie wzrostu gospodarczego USA. Ale giełdy chyba uodporniły się już na zapowiedzi obniżek stóp, bo na koniec dnia indeksy na Wall Street były raptem 0,6-0,8 proc. na plusie.
Z tego powodu nie można mieć pewności, że w piątek dramat na naszym parkiecie się po raz kolejny nie powtórzy. Pewne jest natomiast, że giełda „zasłużyła” już na odreagowanie lub przynajmniej postój w spadkach.
