Jak podaje dziennik, „osoby zatrudnione na okres próbny mogą zapomnieć o uzyskaniu kredytu. Praktycznie żaden bank nie akceptuje dochodu uzyskiwanego w tym czasie. Oczywiście najłatwiej uzyskać kredyt osobom zatrudnionym na czas nieokreślony. Nawet jeśli klient zmieni pracę i od razu podpisze umowę na stałe, niemal natychmiast może się ubiegać o kredyt. Bank poprosi o świadectwo pracy, umowę z nowym pracodawcą oraz potwierdzenie wpływu pierwszego wynagrodzenia na konto bankowe. Inaczej sprawa przedstawia się z umową o pracę na czas określony. W takich przypadkach banki już nie są tak elastyczne […].”
„Na ulgowe traktowanie nie mogą liczyć przedsiębiorcy. Jeśli ktoś założył własną firmę i pół roku od startu ma świetne wyniki finansowe dla banku jeszcze nie jest wiarygodnym klientem. W większości przypadków musi co najmniej przez kolejnych 6 miesięcy prowadzić działalność, by wnioskować o kredyt hipoteczny. Lepiej są traktowane osoby, które rozpoczęły działalność gospodarczą, przechodząc na tzw. samozatrudnienie w ramach współpracy z tą samą firmą. Mogą liczyć na uzyskanie kredytu już po 3 miesiącach.” – informuje „GP”.
„Z kolei niektóre wolne zawody są traktowane ulgowo. Do tej grupy należą m.in. adwokaci, architekci, inżynierowie, doradcy podatkowi, maklerzy. Coraz częściej banki opierają się w dużym stopniu na oświadczeniu klienta o uzyskiwanym dochodzie. Przywileje dotyczą zarówno minimalnego okresu prowadzenia działalności, jak i wymaganych dokumentów przy składaniu wniosku kredytowego. Specjalne warunki znajdą oni np. w Raiffeisen Banku i GE Money Banku.” – czytamy w „Gazecie Prawnej”.
Polacy zadłużają się na potęgę. Wartość wszystkich kredytów hipotecznych przekroczyła w sierpniu 106,3 mld zł. Według firmy doradczej Expander na koniec roku wartość kredytów mieszkaniowych powinna przekroczyć 120 mld zł na koniec tego roku i 200 mld zł w połowie przyszłego roku.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Gazety Prawnej”.