Wielka Brytania i Francja wprowadziły 50 proc. podatek od bonusów bankierów. Tymczasem w USA, gdzie dyskusja o zarobkach managerów trwa od dawna w tym roku zostanie wypłacone 26 mld dolarów.
O zarobkach bankierów mówi się prawie od początku kryzysu, szczególnie za oceanem. Amerykańska opinia publiczna była zbulwersowana, że ludzie którzy „przyczynili się do kryzysu” i zostali wykupieni przez państwo dostaną jeszcze ogromne premie. Dyskusja dyskusją, ale tym razem to Stary Kontynent był szybszy i bardziej skuteczny w wprowadzaniu regulacji. Wczoraj najpierw Wielka Brytania, a niedługo potem Francja wprowadziły 50 proc. podatek od bonusów bankierów wypłacanych za ten rok. Pomysł podoba się również Niemcom.
Tymczasem banki w USA robią wszystko by tego uniknąć. Goldman Sachs, jeden z czołowych banków inwestycyjnych, nie wypłaci premii 30 czołowym managerom, ale za to przyzna im akcje, których nie będą mogli sprzedać przez następne 5 lat. Natomiast pozostałym pracownikom, np. dealerom zarabiającym krocie dla banku pieniądze już wypłaci. Wcześniej bank spłacił pożyczkę z funduszy TARP w wysokości 10 mld dol., między innymi, aby mieć mniej związane ręce z wypłatą bonusów.
Według firmy Johnson Associates w tym roku premie w USA sięgną 26 mld dol. – więcej niż w 2008 r., gdy było to nieco ponad 18 mld dolarów.
Informacje z Europy nie pociągnęły indeksów w dół, wręcz przeciwnie: brytyjski FTSE zyskał wczoraj 0,78 proc., a francuski CAC40 ponad 1 procent. Wydaje się, że wzrosty w całej Europie, także w USA, to kwestia odreagowania ostatnich spadków po dominie negatywnych ratingów z Dubaju, Grecji i Hiszpanii. Sytuacja do końca nie jest jednak wyjaśniona, niektórzy zastanawiają się czy ta „choroba” nie zarazi dalej Włoch czy Portugalii.
Na tle innych giełd słabo wypadła GPW. Nasze indeksy traciły na wartości, WIG20 spadł o 0,25 proc., choć trzeba przyznać, że spadek poniżej środowego zamknięcia nastąpił w ostatnich minutach sesji, wcześniej indeks utrzymywał się nad kreską. W kontekście wczorajszej pozytywnej sesji na świecie poziom 2300 pkt. na indeksie nie powinien zostać dziś naruszony, przy dobrych nastrojach zagranicy powinniśmy odbić nieco w górę.
Cały czas należy podkreślać, iż pomimo ostatnich negatywnych wiadomości S&P500 niezmiennie krąży wokół poziomu 1100 pkt., czyli tegorocznych szczytów. Gdyby spojrzeć tylko na wykres i nanieść na niego pojawiające się informacje w nieco szerszej skali wyszłoby na to, że rynek na te ostatnie nie reagował. A to już dobra informacja – inwestorzy są odpornie na szum medialny (choć trzeba przyznać, że kłopoty są realne). Z drugiej strony okazja do zarobku dla inwestorów to żadna – a ryzyko wchodzenia w rynek wciąż jest wysokie po 70 proc. wzrostach.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo